niedziela, 7 czerwca 2015

Nadrabiamy zaległości...czyli misiowy wypad do ZOO

To znowu Ja- Wasza Mała Misia:o)
:D
Tęskniliście za mną??
Już znowu jestem!!!
*
Po dwóch tygodniach misowego obijania wracam do nadrabiania misiowej nieobecności.
Dlaczego nic nie pisałam? 
Nie zgadniecie! 
Znowu byłam chora!!!
 *
Byłam zdrowa cały misiowy tydzień, po czym- po równiutkim tygodniu- znowu przyplątało się do mnie jakieś straszne choróbsko. Normalnie nie mam już siły do tych misiowych bakterii i wirusów, które nie przyczepiły się do mnie jak rzep do psiego ogona. Ehh!!!
...a jak wyglądał mój ostatni tydzień? 
Mniej więcej tak :

Zmieniała się tylko "poduszka" na której leżałam- z mamy -na misiowego tatę -lub na ciocię Anię:o)
*

Na szczęście-po kolejnym już tygodniu podawania antybiotyków- wszystko zdaje się wracać do normy i chyba już od wtorku- po kontroli u Pani doktor- wrócę do misiowego przedszkola...

Huraa!!! 
Super!!!
Brawo!!!
...a propos BRAWO:


Ostatnio tak się wynudziłam w misiowym domku, że prawie "chodziłam po ścianach".
...co w misiowym wydaniu wyglądało tak- że bujałam się na prawo i lewo- do przodu i do tyłu oraz próbowałam podskakiwać na siedząco...nie zapominając oczywiście o  pobudkach o 4 rano i misiowym pluciu. Odpowiedni efekt dźwiękowy musi być!!! Hihi:o)
Misiowa mama wymyśliła nawet jakąś "niczym-nie-podpartą teorie" wg której miałabym  symulować misiową chorobę by nie musieć ćwiczyć nowym planem ćwiczeń cioci rehabilitantki.
 ...No co Ty mama! Jak w ogóle możesz posądzać takiego aniołka jak ja o takie niecne rzeczy??




Hmm...w sumie może znalazły by się jednak jakieś misiowe podstawy;o)
 *
Dwa tygodnie temu się zbuntowałam i po poprzedniej chorobie-w ogóle nie chciałam stawać na misiowe nóżki- prawie w ogóle! ...ani z pomocą misiowej mamy, ani przy ścianie, nawet na kanapie!!! 
 ...Nie mówiąc już o misiowych ćwiczeniach!!!
 Misiowi rodzice i ciocie rehabilitantki mają jednak nadzieję, że mi się już trochę "odmieniło" i że od tego tygodnia wrócimy do normalnej codziennej misiowej rehabilitacji.

***
Przez dwa ostatnie dni dałam trochę w kość misiowym rodzicom- a zwłaszcza misiowemu tacie. No i że rodzice nie wiedzieli jak "wyłączyć" już to moje misiowe ADHD- w sobotę zabrali mnie do Starego Zoo, razem z ciocią Ewelinką i wujkiem Kamilem (którzy przyjechali mnie odwiedzić aż z dalekiego Lublina!!!). 
*
Cioci Ewelinko- dziękuję za cudowne prezenty które przywiozłaś oraz za śliczną różową torebeczkę- teraz to dopiero będzie ze mnie misiowa pannica- z własną osobistą misiową torebeczką!!! :D
*
Oczywiście po tak długiej przerwie w wychodzeniu z misiowego domku w misiowym ZOO było cudownie!!!
Nie przeszkadzał nam nawet żar, który lał się z misiowego nieba. Oglądnęłam wszystkie zwierzątka - owce, lamy, małpki, papużki i zaliczyłam chyba większość misiowych huśtawek :

No to co???






...Lecimy!!!
...Nie za szybko??






Ratunku!!!
Żartowałam!! :O)
...oraz przejażdżkę na misiowym koniu. Tak dobrze czytacie...na misiowym KONIU!!!
Okazuje się, że w poznańskim Zoo -dzieci do 45 kg (...czyli na razie jeszcze się mieszczę;o)) - za 5 zł mogą się przejechać na jednym z kucyków. Misiowa przejażdżka nie mogłaby się obejść bez pomocy misiowego taty- który zdołał wysupłać w czeluściach misiowego portfela ostatniego piątaka:o) Dziękuję misiowy tato za niezapomnianą przejażdżkę- było SUPER!!!

... wróć- hippoterapię;o)
Ok, kumam... tylko gdzie ta kierownica??

Ej...chwila!!!...a jak się tym hamuje??!!
Uff...przeżyłam!!!


No dobra, wkręciłam Was! Nie było tak strasznie:o)