piątek, 29 listopada 2013

Misiowe wyjazdy... czyli szczepienie, logopeda i misiowa rehabilitacja z "polską służbą zdrowia" w tle.....

Wtorek upłynął pod znakiem misiowych wyjazdów- rano miałam misiowe szczepienia a popołudnie spędziłam u misiowej logopedy. Jak przystało na dzielną Małą Misię podczas szczepienia w ogóle nie płakałam! Pani pediatra powiedziała, że jestem bardzo dzielna i "ładnie się rozwijam, choć powoli- ale najważniejsze że robię postępy"...misiowe postępy!:o)
Popołudnie spędziłam u misiowej cioci logopedy. Ciocia zaleciła mi kontynuowanie słuchania i czytania misiowych książeczek i dalsze misiowe zabawy logopedyczne. Pokazała też misiowej mamie jak powinno wyglądać moje "misiowe karmienie" i zaleciła przynajmniej raz dziennie naukę prawidłowego misiowego jedzenia. Ehh! Przecież ja umie jeść, to dlaczego muszę coś zmieniać?!? ...no może nie jem tak jakby chciała misiowa ciocia, ale napełnić misowy bebzioszek to ja potrafię...i to bez problemu!:o)




***
Środa to dzień bez misiowej Vojty... Huraa! W końcu nie muszę ćwiczyć misiowego Vojciaka!!! ....ale super! ...a to wszystko dzięki szczepieniom na polio, po których ciocia Magda zaleciła 4-5 dni odpoczynku od misiowych ćwiczeń. Huraa!!! Misiowa mama powiedziała, ze odpoczynek od misiowej Vojty chyba mi się przydał...bo od razu poprawił mi się misiowy humor i zaczęłam wydobywać z siebie dużo misiowych dźwięków. Rodzice oczywiście byli przeszczęśliwi i tylko uśmiechali się pod misiowymi nochalami... tak skrycie, żeby nie zapeszyć!;o)
Środa to też dzień odwiedzin cioci Magdy oraz dzień przyjazdu misiowej cioci- Ewelinki. 
Tego dnia jak zwykle ładnie ćwiczyłam, a pod koniec misiowej rehabilitacji w drzwiach stanęła ciocia Ewelinka...ale super! Przyjechała do mnie aż z Lublina, co tym bardziej mnie cieszy, że jej sie chciało:D Gdy zobaczyłam misiową ciocię na mojej twarzy od razu zagościł misiowy uśmiech i rozgadałam się na całego. Misiowa mama sama już nie wiedziała, czy dobry misiowy humor ma zawdzięczać brakowi Vojty czy przyjazdowi misiowej cioci...? To tak naprawdę bez znaczenia! Ważne jest to, że chciało mi się gadać i sprawiłam radość całej misiowej rodzince:o)
***
Czwartek to kolejny dzień misiowego gadania...To kolejny dzień, kiedy misiowa buzia nie chciała zamknąć się ani na moment! ..Ha!..a jak ! Czyli jednak potrafię gadać! Może jestem troszkę monotematyczna, bo poprzestaję na "dada" i "jaja"...czasem powiem coś przypominającego "dziadzia" czy "lala"...ale chyba najważniejsze jest chyba to...że gadami i chce się mi gadać- a radość cioci i misiowych rodziców nie ma granic!!!

Po południu odwiedziła nas ciocia pediatra...a misiowej mamie zebrało się ....misiowe manto!  Tak tak, dobrze słyszycie...misiowe manto!Pani doktor ochrzaniła mamę, że jeszcze nie zapisała mnie na wizytę do poradni endokrynologicznej. Sęk w tym, że Pani doktor nie powiedziała że "coś u mnie podejrzewa", tylko że "można by pójść ze mną do poradni"...a tu nagle takie manto! Ehh! Misiowa mama zaczerwieniła się jak burak, ale co tam! najważniejsze, że na drugi dzień usiadła z telefonem i zadzwoniła na Szpitalną. No i w tym miejscu chyba padniecie- najbliższy wolny termin..... grudzień ....roku 2014!!!! ...i to wcale nie jest żart!!! Na wizytę w poradni enokrynologicznej trzeba czekać bity ROK!!! Misiowym rodzicom nie pozostało nic innego jak umówić mnie kolejnego dnia na prywatną wizytę, ale też dopiero na koniec grudnia...Ehh, ...ta "polska służba zdrowia"....

***

Piątek to dzień wyjazdu "za miasto" - na wizytę do nowej misiowej cioci rehabilitantki...do "trzeciej" cioci Magdy... cioci Magdy z Krobii. Podczas podróży byłam bardzo grzeczna i pół drogi udało mi się "przedrzemać". Przyjechałam więc wyspana i w dobrym misiowym humorze. Dzięki temu na wizycie w ogóle nie płakałam (choć w pewnym momencie już się zbierałam do misiowego płaczu). Ciocia zleciła zrobienie mi misiowego prześwietlenia i zaprosiła nas na kolejną wizytę...kiedy to ciocia zaproponuje rodzicom cały zestaw misiowych ćwiczeń....a jakich? To się już wkrótce okaże! Po powrocie do misiowego domku dalej miałam dobry humor i całe popołudnie "przegadałam"  z ciocią i misiowymi
rodzicami:o)
 P.S. Ostatnio mama znalazła mi nową zabawkę do misiowych ćwiczeń, a mianowicie....myszkę od komputera! Kupioną przez misiowego tatusia za całe 8zł! Mama stwierdziła, że to chyba najlepiej wydane 8zł w ostatnim czasie! Rzeczywiście owa myszka bardzo przypadła mi do misiowego gustu. ...a dlaczego? Chyba dlatego, że świeci...co więcej, ona mruga! Tak, zdecydowanie takie małe misiowe światełka to to co małe misie lubią najbardziej:o)


poniedziałek, 25 listopada 2013

Pracowit weekend...czyli mała misiowa zagadka na początek tygodnia


Ostatnie trzy dni upłynęły mi na masażach,  ćwiczeniach, czytaniu książeczek i zabawach z misiową babcią. Jak to dobrze, że mam misiową babcię…bo bez niej mama chyba zamęczyłaby mnie tą misiową rehabilitacją- masażami i misiowymi ćwiczeniami. Ehh!! 




Codzienne masaże i ćwiczenia zaczęły już mi się dawać mocno w misiowe znaki... Dodatkowo ta zmienna pogoda za oknem...gdyby nie babcia i misiowy tato  w weekend  zanudziłabym się w misiowym domku!





Każdy z ostatnich dni rozpoczynałam tak samo- poranną misiową gimnastyką, jedzonkiem i misiowymi ćwiczeniami. W dzień spałam "jak mi się udało"...w weekend prawie wcale, a dziś  podsypiałam każdą wolną misiową chwilę. Gadałam...od przypadku do przypadku, jak mi się wympsnęło jakieś misiowe słówko, to rodzice już szczerzyli misiowe zębole. Niestety mam słabą saturacje i cały czas mam założone misiowe nochale....ehh, te misiowe noski! Przyczepiły się do mnie jak rzep do psiego ogona!...a ja przecież Mała Misia jestem:o)
Dziś też w końcu udało mi się wyjść na misiowy spacer. Pomimo misiowego słońca było bardzo chłodno i wyjątkowo musiałyśmy zrezygnować z karmienia misiowych kaczek. Ojej...biedne  misiowe kaczki...kto je teraz nakarmi?!? ...Jacyś ochotnicy? :o)
Przez ostatnie dni mam znów bardzo dużo ślinki-wydzielinki i misiowi rodzice z zaciekawieniem zaglądają do misiowej buźki. Wczoraj na przykład misiowy tato wypatrzył u mnie w okolicach misiowej "czwórki" coś białego....i ostrego. Teraz pozostaje pytanie, czo to "to"....czy to w końcu ten "Pierwszy misiowy zębolek"...? Misiowa zagadka pewnie na razie pozostaje nierozwiązana.... Kto wie, może za kilka dni coś się wyjaśni:o)

piątek, 22 listopada 2013

Mała Misiowa Wymiataczka...czyli autorski sposób na poprawe humoru misiowej mamy

Środa, to dla Małej Misi najpracowitszy dzień w całym tygodniu! Tej środy oczywiście nic się nie zmieniło i również upłynęła mi wyjątkowo pracowicie.
Dzisiaj odwiedziły mnie dwie misiowe rehabilitantki, ciocia Magda i nowa ciocia- Sylwia. Jakie było moje zdziwienie, kiedy w drzwiach pojawiła się nowa twarz.... Dodatkowo ciocia przyniosła ze sobą dużo rehabilitacyjnych sprzętów, które jak się okazało wcale nie były takie straszne! Nowa ciotka (w przeciwieństwie do mnie) okazała się wielką gadułą- oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu- i od razu przypadła mi do misiowego gustu. Powiem więcej....zaczęłam z ciocią "rozmawiać" i nie zauważyłam nawet kiedy minęła godzina misiowych ćwiczeń.
Po Vojcie, drzemce i misiowym mleczku odwiedziła mnie druga misiowa rehabilitantka- ciocia Magda. Z ciocią Magdą też mogłabym ćwiczyć godzinami! Ciocia zawsze na koniec misiowych  ćwiczeń mówi..."Basia, ty jeszcze mogłabyś tak ze dwie godziny bez trudu poćwiczyć!...prawda?" ...ale ostatecznie skończyliśmy na jednej misiowej godzinie.

 ***
Czwartkowy poranek upłynął mi na zabawach w misiowej misie rehabilitacyjnej....mówię Wam, ależ ona jest super! Wybawiłam się w niej za wsze czasy. Zresztą, mogłabym w niej siedzieć cały dzień!- ale nie....nie ma tak dobrze! Po misiowych zabawach znowu przyszedł czas na Vojtę i misiowe ćwiczenia... Ehh! 
Ostatnio się buntuję i "walczę" podczas misiowej Vojty. Zapieram się, mobilizuję wszystkie misiowe mięśnie i.... zamiast zginać misiowe łapki- to je prostuję!...a co! Ileż można ćwiczyć? Dalibyście mi już wszyscy spokój! Ehh...








 



Czwartek to też drugi dzień zapoznawania się z nową misiową rehabilitantką. Pomimo pochmurnej pogody ładnie ćwiczyłam i miałam dobry humor. Co więcej...udało mi się nawet chwilkę podyskutować z misiową ciocią....
Po południu udało mi się chwilkę odetchnąć od mamy i w końcu pobawić się z misiową babcią-czytałyśmy książeczki, bawiłyśmy się misiowymi zabawkami, oglądałyśmy misiowe zwierzątka...ale było fajnie:o)

***
Piątek to dzień oczekiwania na wyniki misiowego rezonansu. Mama -choć nie dawała po sobie poznać- od samego rana chodziła troszkę zaniepokojona i poddenerwowana... Zdecydowałam, że muszę jej  jakoś poprawić humor  i ....sprawiłam jej małą misiową niespodziankę:o)

Po raz pierwszy SAMA- bez niczyjej pomocy- przewróciłam się z brzuszka na misiowe plecki!!!
SAMA!!!
:o)

Oczywiście radości misiowej mamy nie było końca- biła brawo i mówiła do mnie:
 "Huraa!!! 
Brawo Basiu!!! 
Jesteś Wielka ...Kochana!!!
....moja Mała Misiowa Wymiataczka!!! 
( ...zatańczyła nawet ze mną "Macarene"!?! ...co pozostawiam bez zbędnego komentarza;o)

Heh! ...co tam dla mnie taki mały misiowy "obrocik"... a rodzice uchachani przez pół dnia! Jak im niewiele do szczęścia potrzeba...naprawdę;o)



Pomimo  porannego wyczynu nie osiadłam na laurach i całe piątkowe popołudnie upłynęło mi nadzwyczaj pracowicie- na czytaniu  książeczek, masażach i ćwiczeniach z misiową mamą. 
Wieczorem, tato przyniósł wyniki misiowego rezonansu. Badanie wyszło dobrze. Wyniki prawidłowe...prawie bez odchyleń. Uff!!....chociaż tyle! Misiowi rodzice odetchnęli z ulgą.... Oczywiście pozostaje jeszcze skontrolować wynik z misiowym lekarzem, ale coś mi się wydaje, że misiowy rezonans wyszedł na prawdę dobrze:o) 

*
Dziękuję Misiowi przyjaciele za Wasze wsparcie i trzymanie kciuków!!

Dziś Mała Misia jest bardzooo szczęśliwa ...
....a rodzice jeszcze bardziej:o)

wtorek, 19 listopada 2013

Dzielna Mała Misia

Poniedziałek to dzień wyjazdu na misiowy rezonans. Rodzice oczywiście nie powiedzieli mi nic wcześniej o misiowej wycieczce.
Po porannym mleczku zaczęłam się jednak domyślać- że "coś jest na rzeczy"-gdyż mama wyjątkowo odpuściła mi misiowe masaże i inne ćwiczenia. 
Gdy dojechaliśmy do szpitala wszystko było już jasne....ehh, znowu jakieś misiowe badania! Bardzo mi się to nie spodobało i musiałam zamanifestować swój sprzeciw misiowym płaczem. Na szczęście po jakimś czasie troszkę się uspokoiłam, a przy zakładanie misiowego motylka w ogóle nie płakałam! Rodzice powiedzieli, że jest ze mnie :"Dzielna Mała Misia". Po misiowym podkłuciu mama zaniosła mnie na misiowy rezonans, gdzie zaraz dostałam strzykawką syropek po którym szybko usnęłam. Po misiowym badaniu obudziłam się dopiero późnym wieczorem.... ale sobie pospałam! Teraz pozostaje nam tylko czekać na misiowe wyniki....

***

Wtorek to dzień spaceru z misiową babcią. Dziś rano w końcu przywitała  nas piękna misiowa pogoda i mama wpadła na pomysł by wybrać się na spacer do parku. Zaraz po misiowym mleczku zapakowałyśmy misiowy wózek i razem z misiową babcią wyruszyłyśmy na poszukiwanie misiowych kaczek.

 Gdy dotarłyśmy nad staw w Parku Sołackim okazało się, że czeka tam na nas całe stado wygłodniałych kaczek, gołębi i mew- które zaraz nakarmiłyśmy misiowym chlebkiem.
Po powrocie dostałam misiową zupkę i pooglądałam z babcią misiowe zwierzątka. Całe popołudnie nie spałam, a na dodatek znowu nie miałam ochoty na misiowe ćwiczenia, ehh! Mama powiedziała, że jest że mnie "misiowa buntowniczka" i że chyba będzie musiała zawezwać ciocie Magdę, by poradziła coś na moje Vojtowe sprzeciwy....Nie...tylko nie to! To może się jednak zastanowię i zacznę troszkę ćwiczyć z misiową mamą? Ehh, muszę to chyba przemyśleć... Późnym popołudniem w końcu udało mi się usnąć i spałam ciągiem...do 23! Gdy wstałam dostałam od babci  misiowe mleczko, po którym czekała mnie kąpiel i misiowe inhalacje.

niedziela, 17 listopada 2013

Dzień misiowego gadania

Piątek, piątek...weekendu początek- ale nie ...dla mnie nie!....nie dla Małej Misi!
Jak każdy dzień również i misiowy piątek minął mi bardzo pracowicie- na ćwiczeniach i misiowych zabawach logopedycznych. Na szczęście udało mi się też troszkę odpocząć- pobawić w misiowej misie i pobujać się w misiowym bujaku....




Piątek to również dzień odwiedzin u misiowej rehabilitantki-cioci Joli. Tym razem ciocia zaleciła nam "tejpowanie" misiowych paluszków, kontynuowanie ćwiczenia Vojtą i kolejne misiowe masaże. Podpowiedziała nam też o kolejnej metodzie ćwiczeń, którą rodzice mogliby wprowadzić do misiowego grafiku zajęć- terapii czaszkowo-krzyżowej. Misiowa mam mówi, że już coś o niej czytała i teraz pozostaje nam znalezienie kolejnego misiowego fizjoterapeutę, u którego moglibyśmy spróbować owej metody.
***
Sobota to dzień wprowadzania w życie zaleceń misiowej cioci. Z piątku na sobotę w ogóle nie chciałam spać i od 24 do 6 rano spałam tylko dwie godziny (kolejnej nocy było zresztą podobnie)! Pozostały czas upłynął mi na misiowych inhalacjach, czytaniu książeczek, leżeniu na brzuszku, ćwiczeniach i masażach z misiową mamą...ehh! Tak się tym wszystkim zmęczyłam, że nawet nie czekałam na misiowe jedzonko i przed samym mleczkiem usnęłam!
W sobotę w ogóle nie chciałam ćwiczyć misiowej Vojty...a o misiowych masażach w ogóle nie chciałam słyszeć!!! Ehh... Jak widziałam zbliżającą się do mnie misiową mamę to od razu strzelałam focha! Pomimo moich sprzeciwów cały dzień minął mi dość pracowicie, a wieczorem w końcu udało mi się troszkę pobawić z babcią i misiowym tatą. Czytaliśmy książeczki, pisaliśmy, oglądaliśmy misiowe zwierzątka...w końcu ile można ćwiczyć!?!

***

Niedziela to kolejny dzień sprzeciwu wobec misiowych masaży i misiowej Vojty, ale nie tylko.... niedziela, to też dzień  misiowego gadania i zabaw w misiowej misie rehabilitacyjnej..










Tak, dzisiaj w końcu zdecydowałam się pokazać babci i misiowym rodzicom  na co mnie stać i zafundowałam im wieczorem misiową niespodziankę. Zaraz po kąpieli- tuż przed misiowym jedzonkiem "się rozgadałam"...ale nie uwierzycie jak! Buzia w ogóle nie chciała mi się zamknąć. Mówiłam "dada" i "ajajaj"- prosząc tatę o butle z misiową kaszką. Gdy w końcu się doczekałam i dostałam misiowe jedzono- rozmyśliłam się i nie chciałam już jeść- robiłam tylko misiowe "prr"....a po chwili znowu dałam popis swojego misiowego gadania, a jak! Niech rodzice słyszą, że mają córkę w domu! Sami rozumiecie, choć raz w tygodniu muszę im dać posłuchać misiowej mowy, bo inaczej by się na mnie chyba obrazili;o)
Po misiowym jedzonku pobawiłam się jeszcze chwilkę z tatą i misiową babcią, po czym zmęczona słodko usnęłam....



P.s. Jak dobrze że mam babcię i misiowego tatę, bo z sama misiową mamą bym się chyba wykończyła!!!

czwartek, 14 listopada 2013

Zabawy z misiową misą

Uff...jak dobrze, że wtorek mam już za sobą! W tym tygodniu wtorek minął mi nadzwyczaj pracowicie. Tego dnia odwiedziły mnie obie ciocie rehabilitantki, uwierzycie...obie na raz!...,a i dodatkowo udało mi się w końcu wyjść na misiowy spacer...Tak, to był zdecydowanie bardzo pracowity dzień:o) 





We wtorkowy poranek odwiedziła mnie ciocia Kasia, z którą pomimo wczesnej pory udało mi się ładnie poćwiczyć,a popołudnie wybrałam się z misiową mamą na spacer do „Trzech słoni”. W sklepie Misiowa mama wybrała mi śliczny kolorowy sorter firmy Goki, którym po przyjściu do misiowego domu od razu zaczęłam się bawić . Jak przystało na małą spryciulę od razu znalazłam misiowy sposób na proste wrzucanie klocków do misiowego sortera. Od razu zauważyłam, że w bardzo łatwy sposób można ściągnąć kratkę z wierzchu misiowego sortera… rach ciach i gotowe! …No a bez kratki bez trudu mogę wrzucać klocki do kolorowego pudełka  sortera:P…hihi, ja to jednak potrafię zaskoczyć sprytem misiowych rodziców:o) 




Po południu- po misiowym obiadku odwiedziła mnie ciocia Magda, z którą również udało mi się pięknie poćwiczyć.




***

Środa to dzień przyjazdu misiowej Babci. Tego dnia znowu ”przespałam” najładniejszą "południową pogodę" i cały dzień spędziłam w misiowym domku.  Pomimo braku spaceru miałam całkiem dobry humor i ładnie ćwiczyłam z misiową mamą. Po południu ciocia Kasia zrobiła mi nie lada niespodziankę! Wypożyczyła mi dużą misiową misę rehabilitacyjną, w której od razu się zakochałam:D Mówię Wam, jaka ona jest super!!! Misiowa mama obłożyła mnie pluszakami i zrobiła mi z niej misiowa karuzelę…ale miałam frajdę!!!












 Mama powiedziała, że wyglądam jak misiowy prezes…albo królowa na tronie! Hehe, jak nie jak tak! Misiowa królowa w krainie zabawek :o)

 
***

Czwartek to drugi dzień odwiedzin misiowej babci. Pomimo pracowitego poranka pełnego ćwiczeń, masaży i czytania misiowych książeczek- udało mi się znaleźć chwilkę czasu na zabawę z misiową babcią i kręcenie w misiowej misie rehabilitacyjnej...
Oczywiście w misie mi się bardzo ale to bardzo podobało...zresztą, misiowa mina mówi sama za siebie:o)














...a po południu tato kupił mi piłki do misiowej misy i mogę teraz w niej pływać jak w misiowym basenie:o)