Jedynym plusem mojej choroby jest to, że mama misia mnie nie męczy i nie muszę ćwiczyć....chociaż z drugiej strony po prostu nie mam siły na ćwiczenia:(
Przed południem, kiedy myślałam już, że rodzice zapomnieli o tym co powiedział doktor- zobaczyłam tatę z nebulizatorem (nebulizator to taki misiowy inhalatorek, którym dostaję wziewy z Ventolinu i soli fizjologicznej)....ehh ten misiowy tata.
Po inhalacjach było oklepywanie i misiowe bujanie na huśtawce drenażowej (którą zrobili specjalnie dla mnie misiowi dziadkowie). Byłam tak zmęczona, że prawie całe bujanie przespałam.
Misiowy tata przywiózł dzisiaj z hospicjum butlę tlenową i końcówki do misiowego pulsoksymetru- nie uwierzycie jakie....z misiami!!!
Okazało się, ze moja mała tuba do wziewów, też ma misiowe motywy :o)
Jednym słowem misie są wszędzie:)
Wieczorem spadła mi temperaturka i się dużo lepiej czułam. Nasiliła mi się za to biegunka i misiowi rodzice martwią się czy się nie odwodnię:( dlatego teraz dostaję mi do picia duużooo wody przez sondę. Trzymajcie kciuki za szybki powrót do zdrowia misiowego pacjenta!!