sobota, 15 listopada 2014

Aminki, aminki...misiowe witaminki:o)

Stało się... raczkuję! W dodatku muszę przyznać, że całkiem nie najgorzej mi to wychodzi.
Misiowe raczkowanie jest jednak szczególne, wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju...

Dlaczego?

1. Po pierwsze zaczęłam raczkować w 25 miesiącu misiowego życia, co samo w sobie jest wyjątkowe.
2. Po drugie raczkuję tylko i wyłącznie po swoich misiowych materacach.
3.  Po trzecie nie jestem w stanie sama przyjąć pozycji czworaczej i zawsze czekam, aż misiowa mama albo tata "postawi" mnie w raczki.
4. Po czwarte (i chyba najważniejsze) w końcu zaczęłam odczuwać frajdę i radość z misiowego raczkowania i czworakuję tylko tam, gdzie chcę! Do tych zabawek, które sama wybiorę, a co! 
5. ...no i najważniejsze, zaczynam wymyślać nowe sposoby na urozmaicenie misiowych raczków
 ...a jakie?! Sami zobaczcie:

 





 Podczas misiowego raczkowania nauczyłam się ... siadać. Tak, tak, dobrze czytacie... siadać!!! Wiem, wiem, zaraz pewnie powiecie, że nie jest to do końca poprawny i prawidłowy siad- ale najważniejsze jest jednak to, że sama to sobie wykombinowałam! Oczywiście w całkiem oryginalny, misiowy sposób- czyli na misiowych kolanach, no ale;o)
No bo jak zrobić sobie misiową przerwę i przejść z pozycji czworaczej do siedzenia? Jak inaczej mogę zobaczyć coś, co stoi na misiowej szafce? Muszę usiąść! ...a na misiowych kolanach jest najwygodniej;o)


***
...a co jeszcze nowego słychać u Małej Misi? Same nowości!!!

*

Od dwóch tygodni zaczęłam stosować terapię aminokwasami (dietę aminokwasową). Teraz cztery razy dziennie- przez 5 dni w tygodniu, dostaję przed każdym posiłkiem odpowiednio skomponowane mieszanki aminokwasów. Niestety, okazało się, że aminokwasy wcale nie są takie fajnie- są gorzkie, lekko słonawe- po prostu niedobre, ...a fe! No i możne je mieszać jedynie z wodą. Najgorsze jest jednak to, że dwie godziny przed podaniem aminek nie można niczego jeść ani pić ...nic oprócz wody:o( Żegnajcie misiowe soczki i herbatki... Ehh! Z drugiej strony będę miała większą motywację do zadbania o misiową sylwetkę.





 *
W ubiegłym tygodniu odwiedziłam misiową rehabilitantkę- ciocie Magdę w Krobi. Ciocia była bardzo dumna z misiowego raczkowania. Zaleciła kontynuowanie ćwiczenia misiowych raczków (jednak już z znacznie mniejszej ilości) oraz naukę podnoszenia się do pozycji czworaczej (bym sama mogła w pełni raczkować- nie czekając, aż ktoś mnie do niej podniesie). Super!!!
*
Przez ostatnie tygodnie pogoda nie do końca nas rozpieszczała, czego naturalną konsekwencją było przejście przez misiowy domek fali jesiennego przeziębienia. Jako pierwsza rozchorowałam się JA- oczywiście! Najmłodsza-najsłabsza;o) Musiało paść na mnie, ehh! Na szczęście po 1,5 tygoniu nie było już śladu po misiowym przeziębieniu.  
Drugi w kolejce był misiowy tato. Rozchorował się tuż przed Wszystkimi Świętymi , a po Wszystkich Świetych -misiowa mama. Takim oto sposobem cała misiowa rodzinka w "naturalny" sposób uodporniła się przed misiową zimą.
*
Kolejną nowością w misiowym domku jest wprowadzenie do planu misiowego dnia nauki elementów komunikacji alternatywnej-  a ściśle mówiąc MAKATONU. 
MAKATON składa się z gestów i symboli, jednak w misiowym przypadku gesty nie mają większego zastosowania i skupiamy się na nauce symboli. Co więcej, misiowa mama wymyśliła  połączenie misiowego raczkowania z nauką MAKATONU, efekty- oceńcie sami:



1 komentarz:

  1. Basiu jestem z Ciebie dumna! I zazdroszczę postępu w raczkowaniu bo ja wciąż czekam na mojego uparciucha aż w końcu ruszy...ach obawiam się Agnieszko, że moja Małgosia jest jeszcze bardziej uparta niż Basia.

    OdpowiedzUsuń