poniedziałek, 16 czerwca 2014

Pierwsza misiowa randka

Wiem, że długo nie pisałam, ale mam ku temu ważne misiowe powody ... już Wam zdradzam jakie.
Ehh... co tu dużo mówić- zakochałam się! Tak, dokładnie- Mała Misia się "Zakochała", prze duże "Z".  No, tak przynajmniej twierdzą misiowi rodzice.
Jakie są objawy misiowego zakochania?
*
Po pierwsze- nie mam misiowego apetytu...w ogóle! Nie chcę jeść, pluję i chciałabym żyć tylko misiową herbatką! (tak przynajmniej uważa misiowy tato).
Po drugie, cały dzień dzielnie ćwiczę i czekam na wieczorne spotkanie z tym "Jedynym". A gdy nie mam już siły, misiowa mama mówi: "...a wieczorem pójdziemy na plac zabaw...do ..." i wtedy uśmiecham się, podnoszę głowę i znowu  zaczynam ładnie ćwiczyć.
Jednym słowem dopadło mnie na dobre. Ale umówmy się, która dziewczyna nie straciłaby głowy dla takiego przystojniaka?
Blondyn, brązowe oczy, ....no i te rozkoszne loczki!!! Ahh! Mój Jedyny... mój Tytusek! 
 *
Tak, Tytus mu jest na imię:o)

*















Pewnie zastanawiacie się, gdzie się poznaliśmy?

Blisko, nie daleko, na przeciwko... na nowym misiowym placu zabaw! Okazało się, że pobliski hotel "udostępnia" okolicznym rodzicom swój plac zabaw i dzięki temu od ponad trzech tygodni korzystamy z jego atrakcji... a atrakcje są! Jakie? Pierwsza i chyba najważniejsza atrakcja to misiowa huśtawka. Aaa!!! I to jaka huśtawka! Mała, dostosowana dla małych misiowych rozrabiaków- od niedawna moja ulubiona misiowa "zabawka". 




 Kolejne misiowe atrakcje to konik i motor (do bujania), zjeżdżalnia i misiowa trampolina. Aaa! Ale super!!!  Będę teraz się huśtać, bujać, skakać, zjeżdżać i znowu huśtać, bujać, skakać, zjeżdżać...i tak w kółko, cały boży dzień!!! No nie cały, bo nie mam tyle czasu...ale wieczorkiem, choć z godzinkę,... kto wie! 







***
No właśnie! Nie mam za dużo czasu, bo oczywiście dużo ćwiczymy. Po trzy godziny dziennie intensywnych misiowych ćwiczeń (nie licząc stania w misiowym pionizatorze i dodatkowego ćwiczenia pozycji czworaczej). Tygodniowo, z pomocą mamy i misiowych rehabilitantek przechodzę na czworaka odległość (niebagatela!) 4 km. Tak, dobrze czytacie...4km , na czworaka! Czyli dziennie- 800 m. Dużo? no co Wy, mało! Taki mały misiowy "pikuś";o) Szkoda tylko, że mama i misiowe rehabilitantki sądzą inaczej. Oj tam, oj tam! Damy radę? Tak, damy radę! Innej opcji nie ma! 
*
Jednym słowem misiowa rehabilitantka, ciocia Magda, ułożyła dla mnie ambitny plan ćwiczeń. Znaczy się- wierzy we mnie, więc nie mogę jej zawieść. Zobaczycie, jeszcze troszkę i będę sunąć na czworaka po misiowej podłodze... już niedługo... jeszcze troszkę... może nawet w tym roku! Tak przynajmniej myśli misiowa mama:o)
***
Zapomniałam Wam napisać, że w zeszłym tygodniu opuściła nas misiowa babcia i zostaliśmy sami- czyli ja, misiowa mama i misiowy tato.  Ehh! Szkoda, że misiowa babcia już musiała wyjeżdżać...

*
Kochana Babciu!!!
Z całego serca dziękujemy za misiowe odwiedzinki! Za pomoc, misiowe zabawy, wyjścia na spacery, huśtanie na huśtawce, czytanie misiowych książeczek, noszenie na rękach... za wszystko!!!
I już dziś znowu zapraszamy do Poznania:o)
*




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz