poniedziałek, 9 grudnia 2013

Wyjątkowy misiowy dom...czyli dalczy ciąg misiowych Mikołajek

 *

W misiowym domu wszystko jest wyjątkowe...
Tak przynajmniej twierdzi misiowa mama. Dla niej bowiem każda nowa misiowa umiejętność podnoszona jest do rangi co najmniej "Święta narodowego" i celebrowana jak wygrana w Totolotka... Ehh, ci misiowi rodzice...
Dzisiaj na przykład, podczas ćwiczenia Vojtą, oprócz tradycyjnego "postękiwania", postanowiłam się zbuntować i krzyknęłam sobie..."a!", ...a potem jeszcze "ej!",....a co! Nie trzeba było długo czekać, żeby na twarzy misiowej mamy zaobserwować momentalną reakcje-w momencie pojawił się banan-od ucha do ucha:o) ...a wieczorem, gdy buntowałam się podczas śluzowania, misowa mama aż wyskoczyła z łazienki żeby powiedzieć, że: " ale super! ale fajnie krzyczy!" ...tak się ucieszyła, że zaczęłam się złościć i krzykiem manifestować swój sprzeciw...ehh, czy na pewno nikt nie podmienił mnie w szpitalu?....

*

W misiowym domu wszystko jest wyjątkowe...
Wyjątkowe jest celebrowanie misiowych Mikołajek. W misiowym domu trwają one bowiem nie jeden...ale 4 dni! 

Weźmy na przykład niedzielę. W ten dzień przez moment miałam lepszą saturacje i misiowa mama już świętowała.... zrobiła mi Mikołajkową sesje zdjęciową...






 
















...a w poniedziałek Misiowy tato wcielił się w rolę Św. Mikołaja i przyniósł z pracy misiowy worek z pysznymi słodyczami..."Hoł-hoł" i znowu trzeba było "poświętować" :o) Najgorsze jest to, że z całego worka misiowa mama znalazła dla mnie "całe" dwie paczki małych misiowych herbatników "be-be":(...Jak to tak?...tylko tyle może zjeść Mała Misia?.... Postanowiłam się zbuntować i sama wynalazłam sobie misiowe słodkości:o)








...a wracając do szarej rzeczywistości to jak widać cały czas jestem na misiowych nochalach. Dodatkowo misiowa mama się na mnie uwzięła i każdą wolną chwilę przeznacza na misiowe masowanie...czyli od kilku dni jestem "zamasowywana" . Jak tylko mogę, buntuję się przy nich i przy misiowej Vojcie i muszę powiedzieć, że całkiem nieźle wychodzi mi ten misiowy sprzeciw. ...a co robię jak bunt nie pomaga?... po prostu zasypiam!...Tak, zasypiam "na żądanie"- to mój nowy sposób na misiowego Vojciaka..a co! Jestem mała, ale ja też mam swoje misiowe sposoby na misiową mamę:o)....hihi:o)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz