środa, 14 sierpnia 2013

Misiowe szczepienia

W środowy poranek mama obudziła mnie o 6 rano na misiowe karmienie. Dzień zapowiadał się normalnie, ot kolejny zwykły dzień- dzień jak co dzień... wtedy jeszcze nie wiedziałam co mnie czeka ... 
Okazało się, że jadę do szpitala na misiowe sczepienia!
Rodzice zastosowali taktykę "Z zaskoczenia" - nic mi nie mówiąc zapakowali mnie do samochodu i zaraz po misiowym mleczku, zanim się obejrzałam... czekaliśmy już w szpitalu na przyjęcie na oddział.
Nie mając dobrych skojarzeń ze szpitalem byłam pełna misiowych obaw....
Ostatecznie okazało się, że " Nie taki diabeł straszny jak go malują"...i  mój jednodniowy pobyt w szpitalu okazał się całkiem znośny... Podeszłam do niego jak do misiowego pobytu w senatorium i ...kolejną okazję do misiowych figli;o)



 Już o 10 dostałam pierwsze dwa misiowe zastrzyki, a o 12 ostatni. Jak przystało na dzielną małą misie- w ogóle nie płakałam! Wtuliłam się w ramiona misiowej mamy i jedynie wyrazem twarzy dałam poznać, że coś poczułam..

Już po!...i dwa plasterki na misiowych kolankach!


Już po... najlepiej na rękach u misiowego tatusia...



Po misiowym szczepieniu, okazało się, że Pani dr chciała zostawić mnie na całą dobę w szpitalu...ale po krótkich pertraktacjach z misiową mamą powiedziała, że możemy wyjść do domu już wieczorkiem...po 18. Super!! ...a już martwiłam się w co się będę bawić całą noc w szpitalu. Ja jeszcze miałabym na czym spać ale rodziców czekałaby noc na szpitalnym krzesełku....

Czekając na godzinę "zero" zdecydowałam się na misiową drzemkę....




 Po przebudzeniu, wywijałam nóżkami i bawiłam się misiowymi grzechotkami....




O 18 przyszła Pani Dr, zbadała mnie i powiedziała, że wszystko jest ok i mogę iść do domku:O)
Po powrocie do domu rodzice zrobili mi kąpiel, dostałam misiową kaszkę i szybko usnęłam... 
Wydawać by się mogło, że wszystko będzie dobrze...ale nie do końca.

***
W środę rano oczywiście musiałam dostałam misiowej gorączki. W nocy byłam niespokojna i dużo piłam- całą noc przespałam u misiowej mamy na rękach. Na szczęście gorączka nie była wysoka i szybko ustąpiła- taka misiowa "poszczepienna" gorączka..ehh... ale i tak przespałam pół środy! Obudziłam się późnym popołudniem na misiowe ćwiczenia, kąpiel i misiowe jedzonko.
Jedyny plus z misiowych szczepień to to, że ominęła mnie misiowa Vojta:D...mama oczywiście rozpacza z tego powodu, ale co tam! Ja się bardzo z tego faktu cieszę:o)

1 komentarz: