piątek, 20 września 2013

Misiowe "ma-ma"?

W czwartkowy poranek przywitałam mamę misiowym "ma"-"ma"! Nie było to "mama", ale dwa wyraźnie oddzielone dźwięki....Pomimo tego, misiowa mama była "cała w skowronkach" i pół dnia cieszyła misiową japę;o)
W czwartkowe przedpołudnie odwiedziła nas ciocia Kasia. Przywiozła ze sobą specjalną matę z kolcami wyglądem przypominającą... wycieraczkę! Niestety okazało się, że małe misie nie lubią tego typu mat i gdy tylko misiowa pupa dotknęła faktury misiowej maty, wybuchłam misiowym płaczem! Ehh...nie spodobała mi się w ogóle! Na czszęście po chwili misiowego "żalenia" udało mi się uspokoić:o)... Dlatego wszem i wobec ogłaszam:
" Małe misie nie lubą kujących mat!"
W południe, po odwiedzinach cioci Kasi odwiedziła nas jeszcze ciocia Magda od misiowej Vojty. Pokazała nam nowe, wyższe pozycje do misiowych ćwiczeń. Po misiowej gimnastyce ucięłam sobie popołudniową drzemkę. Po przebudzeniu okazało się, że tatuś wrócił już z delegacji i w końcu mogłam się z nim pobawić i poopowiadać  co się wydarzyło przez ostatnie dwa dni w misiowym domku. Tak się ucieszyłam z tatusiowego powrotu, że zaczęłam wydobywać z siebie różne misiowe dźwięki: "ba", "bu", "aba" itp. ...
 *
Tak w ogóle to jest ze mnie mały misiowy "milczek" i czasem cały dzień potrafię nic nie mówić i nie wydobywać z siebie żadnych misiowych dźwięków. Podobnie jest z misiowym płaczem- płaczę tylko wtedy jak mnie coś boli- np. misiowy brzuszek, a "żalę się"- jak mam czegoś dość...np. misiowych ćwiczeń gdy jestem zmęczona. Jakby ktoś mnie nie znał mógłby powiedzieć, że jestem "misiowym aniołkiem"... i w ogóle "nie ma przy mnie misiowej roboty"...hihi:o) Jednak lepiej tak nie mówcie przy misiowej mami, bo by ją coś "strzeliło" gdyby usłyszała takie słowa. Gdy jest ze mną "sam na sam" to czasem biega wokoło jak misiowy messerschmitt...także chyba ma przy mnie co robić;o) Chociaż... kto by nie biegał wkoło tak rozkosznej buźki jak moja...sami powiedzcie!



Wieczorkiem kontynuowałam zabawę z misiowym tatą. Poleżałam troszkę na misiowym brzuszku i poczytałam z babcią misiowe książeczki... a gdy wstałam w nocy pobawiłam się troszkę na misiowej macie.





*

Piątek to dzień zmagań z nowymi "vojtowymi" pozycjami. Po przebudzeniu, od samego rana "wzięłyśmy" się za nowe, misiowe ćwiczenia. Niestety starcie teorii zaprezentowanej przez ciocie Magdę z praktyką ćwiczeń misiowej mamy okazało się nad zwyczaj brutalne... Co u dużo mówić, nie chciałam w ogóle ćwiczyć- prostowałam misiowe nóżki, wyginałam się i nie pozwoliłam zrobić mamie misiowej Vojty! Po ponad pół godzinnej walce okupionej misiowym "żaleniem się" i misiowymi łzami, zawzięta mama w końcu odpuściła! Później próbowała mi jeszcze dwa razy zrobić misiową Vojtę z podobnym skutkiem... Ehh..zobaczymy jak będzie jutro!
W południe, gdy minął mi misiowy foch, wybrałam się z mamą i babcia na krótki misiowy spacerek. Po powrocie dostałam obiadek i poszłam spać w misiowe kimonko. 
Po wieczornej kąpieli w końcu mogłam się wyżalić misiowemu tacie, który czule wziął mnie w ramiona i dał mi pyszną misiową kaszkę:o)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz