wtorek, 4 marca 2014

Misiowy bohater, czyli wycieczka do Łodzi

Wtorek, to dzień przymiarki misiowych ortez...czyli dzień przymusowej wycieczki do Łodzi.
Wczesnym rankiem, na wpółprzytomna zostałam porwana przez misiowych rodziców do misiowego samochodu!!! No dobrze, może troszkę przesadzam. Nie był to już wczesny poranek, a godzina 8...i nie byłam wpół-przytomna, tylko już całkiem dobrze rozbudzona (przed wyjazdem misiowi rodzice zdążyli mi jeszcze zrobić misiowe ćwiczenia). Podróż zniosłam dobrze- troszkę drzemałam, troszkę się rozglądałam , troszkę sączyłam misiową herbatkę. Po przyjeździe do firmy Vigo, gdzie "produkują" się misiowe ortezy, okazało się, że muszę jeszcze chwile poczekać. Poczekałam i po jakimś pół godziny zostałam przyjęta na misiową przymiarkę. Ciocia fizjoterapeutka zajmującą się produkcją misiowych ortez telefonicznie skonsultowała szczegóły z misiową rehabilitantką-ciocią Magdą i po niedługim czasie byłam już "prawie" wolna. "Prawie", bo czekała mnie jeszcze jedna przymiarka misiowych ortez. W międzyczasie zdążyłam zrobić swoja misiową akcje-ukochaną zwłaszcza przez misiowych rodziców- akcje "KUPA!", czyli popłakać, zsinieć, popłakać, dostać misiowe nochale, zostać kilka razy odśluzowana, zrobić misiową kupę, popłakać, wypić herbatkę, uspokoić się i...... z uśmiechem na twarzy przywitać wracającą z poprawioną ortezą misiową ciocię:D Ha, ja to mam wyczucie czasu;o) Misiowego oczywiście! 
Pewnie jesteście ciekawi, jak będą wyglądać misiowe ortezy? Już zaspokajam Waszą ciekawość i podaję Wam linka, moja orteza to orteza "AFO z butem":  http://www.vigo-ortho.pl/ortotyka,7.html
*
Gdy wracałam z misiowymi rodzicami do domu, nie byłam dla nich taka łaskawa jak dla cioci z firmy Vigo i zafundowałam im pokaz misiowych fochów. Już zbierałam się do płaczu kiedy sprytny tato wypatrzył na horyzoncie jakąś misiową jadłodajnie... Okazało się, że rodzice wzięli ze sobą misiowe mleczko, ale zapomnieli o jednej ważnej rzeczy, że odgrzewacz w misiowym samochodzie odgrzewa bardzo bardzo długo...stanowczo za długo jak dla Małej Misi! Sprytny tato wyskoczył więc z misiowego auta i po chwili dumnie kroczył z przydrożnej restauracji trzymając w ręku odgrzaną butelkę. Ahh!!! 
Misiowy tato jest od dzisiaj moim bohaterem!!!
Dziękuję misiowy tato:*
*

Po powrocie z Łodzi byłam tak zmęczona, że misiowa mama musiała odpuścić mi wszystkie misiowe ćwiczenia. Uff, chociaż tyle! Szkoda tylko, że to tylko jednorazowe "wolne od misiowych ćwiczeń"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz