wtorek, 30 lipca 2013

Dobry dzień

Sobotni poranek tradycyjnie spędziłam na misiowych ćwiczeniach. Miałam dobry humor i chyba całkiem ładnie ćwiczyłam. Uśmiechałam się wesoło do misiowych rodziców, robiłam śmieszne minki i starałam się wydawać z siebie pierwsze misiowe dźwięki...






Misiowa mama mówi, że w tygodniu jestem misiowym leniem i nie chcę w ogóle rozmawiać.... Tylko czasami w weekend się "otwieram" i korzystając z okazji, że jest w domu dwoje misiowych rodziców, pokazuję na co mnie stać i że potrafię coś powiedzieć. No troszkę w tym prawdy musi być:o) Ostatnio zaczęłam mówić: "ba", "fa" i "wa". Mama mówi, że gaworzę głucho- tak cichutko... ruszam buzią i tylko jak się ktoś dobrze wsłucha to słyszy misiowe dźwięki. Ciocia logopeda mówi, że pasowałoby powtórzyć misiowe badanie słuchu troszkę wcześniej, niż za pół roku-bo nie wiadomo, czy misiowe problemy z mówieniem nie wynikają ze słabego słuchu...
Sobota była kolejnym bardzo gorącym dniem.  Na ekspresowy spacer wybraliśmy się dopiero późnym popołudniem... ale już po 15 minutach, misiowa rodzinka "wykończona" upałem pędem wróciła do misiowego mieszkanka...ufff...ale było gorrąco!
Po powrocie rodzice schłodzili mnie w misiowej kąpieli i po kaszce ucięłam sobie misiową drzemkę.

Prawie całą sobotę byłam radosna, uśmiechałam się i próbowałam gaworzyć. 
Misiowa mama mówi, że to był "dobry dzień" i chciałaby, żebym każdego dnia miała tak dobry misiowy humor:o)



***

Niedziela to dzień misiowych upałów. Od samego rana było bardzo gorąco. Mama nic innego nie robiła tylko dawała mi co chwilę misiową herbatkę i zmieniała spocone ubranka.






 Po południu, po misiowym mleczku tata zabrał nas do sklepu i na poznański rynek na obiad. Po super-szybkim spacerze wróciliśmy do misiowego domku. Na rynku misiowa mama kupiła mi kolorowy wiatraczek, który wyjątkowo mi się spodobał...wpatrując się w niego zapomniałam nawet o okropnym upale. Uff...to był chyba najbardziej gorący dzień misiowego lata. 
Ochłodziłam się troszkę dopiero po misiowej kąpieli. Wieczorem temperatura w misiowym domku w ogóle nie spadała-było równie gorąco co w dzień. Na dokładkę, po kąpieli miałam gorszą saturacje i rodzice musieli mi założyć misiowe nochale.... Po włączeniu koncentratora, temperatura w mieszkaniu jeszcze bardziej wzrosła i czuliśmy się jak w saunie...albo tropikach przez prawie cała noc! ...ale apetyt wcale mi się nie zmniejszył i budziłam się na misiowe karmienia. Tata się śmiał, że  mam chyba jakiś "zegar w żołądku", bo równo co cztery godziny budziłam się na misiowe jedzonko!
***
W poniedziałkowy poranek przeszła burza i troszkę się ochłodziło. Było jednak dalej dość ciepło i podobnie jak w niedzielę, nie miałam ochoty na misiowe ćwiczenia. Rano całe ćwiczenia chciałam jeść "misiową rączkę", a po południu udawałam, że przysypiam i zamykałam misiowe oczka . 






Po południu odwiedziła nas ciocia Kasia. Pomimo wysokiej temperatury udało się nam troszkę pogimnastykować. Ciocia Kasia powiedziała mamie, żeby nie martwiła się tym, że nie chce pełzać- ze czasem dzieci opuszczają jeden "etap" i zaczynają raczkować...albo po prostu chodzić. Jednym słowem na razie  ćwiczymy pełzanie i równocześnie zaczynamy wprowadzać "wyższe pozycje" takie jak do "czworaków."
Po powrocie taty mama zrobiła mi misiową gimnastykę. Po ćwiczeniach była misiowa kąpiel po której szybko zasnęłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz