sobota, 6 lipca 2013

Spacery z misiową babcią i ciocią Karolinką

W czwartek wybrałam się z misiową babcią, ciocią i mamą na spacer do pobliskiego parku. Pogoda była przepiękna- było słonecznie i gorąco. W parku bardzo mi się podobało, obserwowałam błękitne niebo, bawiące się dzieci i pływające po stawie kaczki. Ciocia Karolinka została "misiowym paparazzi" i zrobiła nam śliczne misiowe zdjęcia:o) 



 W parku rozłożyłyśmy się na misiowym kocyku, gdzie dostałam misiową herbatkę i pobawiłam się ulubioną grzechotką. Ćwiczyłam też misiowe siedzenie. Mama z pomocą babci zrobiła mi nawet misiowy masaż.









***
W piątkowy poranek odwiedziła nas misiowa rehabilitantka. Ciocia Kasia poćwiczyła ze mną na misiowej piłce i muszę powiedzieć, że dałam radę! W ogóle nie marudziłam, tylko troszkę jakoś mi się chciało spać...i miałam takie senne misiowe powieki;) To chyba przez to, że mało spałam w nocy, dając misiowej mamie do wiwatu. 




Po południu wybrałam się z ciocią, babcią i misiową mamą na spacer. Tym razem traf padł na sąsiadujący z Parkiem Sołackim- Park Adama Wodziczki. Muszę powiedzieć, że park całkiem mi się spodobał, a zwłaszcza misiowy plac zabaw. Misiowa mama wzięła mnie na ręce i pomimo iż miałam założone misiowe noski- po raz pierwszy pohuśtałam się na dużej misiowej huśtawce...było super!  Robiłam misiowe minki i rozglądałam się dookoła.  
W parku było bardzo dużo różnych odmian drzew, o których poopowiadała nam misiowa babcia.
Po powrocie z parku byłam tak zmęczona, że zaraz po Vojcie szybko usnęłam.
Wieczorkiem była akcja pt: "robimy misiową kupę". Po ćwiczeniach zaczął mnie boleć misiowy brzuszek. Był twardy i nie mogłam zrobić misiowej kupki. Na szczęście pomógł mi doping misiowej cioci, babci, taty i mamy ......i po jakiejś pół godziny misiowy brzuszek znowu zrobił się pusty:o) ...uff...
W piątkowy wieczór misiowa babcia pomogła tacie przy kąpieli i misiowym karmieniu łyżeczką, po którym słodko zasnęłam wśród misiowych laleczek.




***

W sobotnie przedpołudnie przyszła do nas misiowa pielęgniarka, by pobrać krew na misiowe badania. Przez to, że jestem "bardzo ciężka do podkucia" miałam pobraną krew z misiowych paluszków. Bolało mnie i żaliłam się misiowym rodzicom głośno płacząc. Pod koniec pobierania krwi mocno spadła mi misiowa saturacja- tak mocno, że zrobiłam się sina.....strasząc tym samym pielęgniarkę i misiowych rodziców. Na szczęście to był tylko chwilowy "zjazd", który zaburzył wynik misiowej gazometrii. Po dwóch godzinach znaliśmy już wyniki misiowego badania. Okazało się, że mam niski misiowy poziom żelaza.... Morfologia nie wyszła najgorzej...choć nie rewelacyjnie. Ciekawe co powie pediatra na wyniki misiowych badań?
Po południu wybrałam się z ciocią Karolinką, babcią, tatą i misiową mamą na przejażdżkę na poznański rynek. Chciałam pokazać cioci i babci Koziołki i poznańską Farę. Na rynku było bardzo tłoczno i po krótkim spacerze wróciliśmy do domku na misiowe karmienie. Dostałam misiowy obiadek- "Ziemniaczki ze szpinakiem", które (o dziwo!) mi bardzo smakowały i szybko znalazły się w misiowym żołądku:o) 
Wieczorkiem misiowa babcia z pomocą cioci upiekły pyszne misiowe muffinki... które jeszcze ciepłe zaczęły znikać z misiowego stołu.
Po pluskaniu tata robił mi śmieszne misiowe zdjęcia, po których dostałam kaszkę i słodko usnęłam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz