sobota, 20 lipca 2013

Maruda, maruda, tak każdy na mnie woła....

Sobota to mój ulubiony dzień tygodnia- to dzień, kiedy oboje rodziców jest w misiowym domciu. 



Dziś nad wyraz wykorzystywałam ten fakt i byłam wyjątkowo marudna. Misiowy brzuszek nie dawał mi spokoju, a pod koniec dnia dostałam na dokładkę misiowej biegunki...ehh... 
Nie chciałam ćwiczyć i podczas Vojty pokazywałam mamie mój długi misiowy język.... wg taty jego długość zawdzięczam misiowej mamie;o)


Pomimo zmiennego nastroju, rano pobawiłam się z  tatą i poleżałam na misiowym brzuszku. Przed południem rozbolał mnie brzuszek i tatuś musiał uspokajać mnie misiową herbatką. Po misiowym obiadku wybrałam się z rodzicami nad znajomą Rusałkę. Była piękna, słoneczna pogoda. Nad Rusałką rozłożyliśmy misiowy kocyk i posiedzieliśmy na zielonej trawce. Dostałam herbatkę, a mama zrobiła mi misiowy masaż. Misiowy tata pokazał mi za to molo, dzieci pluskające się w wodzie i przepiękny widok na całe rusałkowe jezioro...




Po powrocie do domku szybko usnęłam, a wieczorkiem, po Vojcie i kąpieli dostałam misiową kaszkę. W nocy niestety dostałam biegunki i mama musiała mi dać niesmaczną "oranżadkę" na mój misiowy brzuszek.
Pomimo, iż większą część dnia marudziłam i robiłam smutne minki, mamie udało się zrobić kilka wesołych zdjęć...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz