sobota, 9 listopada 2013

Misowe "pisiu-pisiu"

Czwartek to dzień odstawiania misiowych nochali. Miałam zdecydowanie lepszą saturację i rodzice odważyli się odłączyć mi misiowe rurki. Jak przystało na dzielną Mała Misie dałam radę i troszkę czasu spędziłam bez misiowych wąsów. Wieczorem znowu wróciłam na misiowe noski, ale i tak się cieszyłam, że misiowy nosek mógł mi troszkę odpocząć.
Wieczorem wybrałam się z misiowymi rodzicami do drugiej misiowej neurolożki. Pani doktor była zaskoczona, że zrobiłam tak duże misiowe postępy. Uspokoiła rodziców, że misiowe kręcenie głową to prawdopodobnie nic złego- taka zabawa, albo misiowe "dostymulowywanie się". Jednym słowem, nie ma się na razie o co martwić!
***
Piątek to dzień odwiedzin cioci Magdy i kolejny dzień próby odstawiania misowych nochali. Znowu się udało i kilka godzin spędziłam bez misiowych nosków. Ostatnio wszyscy mi mówią, że robię postępy i "uaktywniły" się moje misiowe nóżki, to chyba dobrze, prawda?:o)






Rodzice cieszą się z moich małych-dużych postępów i  każdego misiowego "dada" jakie uda mi się wypowiedzieć. ...a propos misiowego gadania, to z nim jest różnie. Są dni, kiedy jetem chętna do rozmowy, a są kiedy powiem dwa razy "dada" na cały dzień i tyle, a co! Rodziców będę rozpieszczać misiowy gadaniem!? E tam...za dobrze by mieli!
***
Sobota minęła mi jak zwykle pracowicie. Misiowa mama tak mi zawsze zaplanuje dzień, że nie mam się kiedy w spokoju pobawić- bo tu masaż, tam inhalacje, tu czytamy, tu się uczymy... nie mówiąc już o codziennym pakiecie misiowych ćwiczeń. Ehh!!...ta mama!
Dziś wyjątkowo mama oddała fartuch misiowemu tatusiowi, który stanął na wysokości zadania i ugotował przepyszny misiowy obiadek. Powiem szczerze, że takiej ilości przesmacznych zapachów to misiowa kuchnia jeszcze nie wąchała! Mi aż ślinka ciekła jak wąchałam zapachów dań przygotowanych przez misiowego tatę... Ahh! Szkoda tylko, że na co dzień tata nie gotuje moich misiowych obiadków...
Po południu dostałam od taty pyszny deserek i razem czytaliśmy misiowe książeczki.
Dziś misiowy tato kupił mi kolorowe kredki, którymi robiłam "pisiu-pisiu" z misiową mamą. O ile same kredki wzbudziły moje misiowe zainteresowanie, to już samo "pisiu-pisiu"...nie za bardzo. W ogóle nie rozumiem, jak można się czymś takim ekscytować? Weźmy na przykład misiową mamę, która po każdej narysowanej kresce mówiła ...."o zobacz...brawo! Basia pisze...brawo!"....??? 
Hmm...o co w ogóle chodzi z tym pisaniem? Ot, zwykła kreska narysowana z pomocą misiowej mamy...ale żeby od razu brawo? W ogóle tego nie rozumiem:o)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz