niedziela, 17 listopada 2013

Dzień misiowego gadania

Piątek, piątek...weekendu początek- ale nie ...dla mnie nie!....nie dla Małej Misi!
Jak każdy dzień również i misiowy piątek minął mi bardzo pracowicie- na ćwiczeniach i misiowych zabawach logopedycznych. Na szczęście udało mi się też troszkę odpocząć- pobawić w misiowej misie i pobujać się w misiowym bujaku....




Piątek to również dzień odwiedzin u misiowej rehabilitantki-cioci Joli. Tym razem ciocia zaleciła nam "tejpowanie" misiowych paluszków, kontynuowanie ćwiczenia Vojtą i kolejne misiowe masaże. Podpowiedziała nam też o kolejnej metodzie ćwiczeń, którą rodzice mogliby wprowadzić do misiowego grafiku zajęć- terapii czaszkowo-krzyżowej. Misiowa mam mówi, że już coś o niej czytała i teraz pozostaje nam znalezienie kolejnego misiowego fizjoterapeutę, u którego moglibyśmy spróbować owej metody.
***
Sobota to dzień wprowadzania w życie zaleceń misiowej cioci. Z piątku na sobotę w ogóle nie chciałam spać i od 24 do 6 rano spałam tylko dwie godziny (kolejnej nocy było zresztą podobnie)! Pozostały czas upłynął mi na misiowych inhalacjach, czytaniu książeczek, leżeniu na brzuszku, ćwiczeniach i masażach z misiową mamą...ehh! Tak się tym wszystkim zmęczyłam, że nawet nie czekałam na misiowe jedzonko i przed samym mleczkiem usnęłam!
W sobotę w ogóle nie chciałam ćwiczyć misiowej Vojty...a o misiowych masażach w ogóle nie chciałam słyszeć!!! Ehh... Jak widziałam zbliżającą się do mnie misiową mamę to od razu strzelałam focha! Pomimo moich sprzeciwów cały dzień minął mi dość pracowicie, a wieczorem w końcu udało mi się troszkę pobawić z babcią i misiowym tatą. Czytaliśmy książeczki, pisaliśmy, oglądaliśmy misiowe zwierzątka...w końcu ile można ćwiczyć!?!

***

Niedziela to kolejny dzień sprzeciwu wobec misiowych masaży i misiowej Vojty, ale nie tylko.... niedziela, to też dzień  misiowego gadania i zabaw w misiowej misie rehabilitacyjnej..










Tak, dzisiaj w końcu zdecydowałam się pokazać babci i misiowym rodzicom  na co mnie stać i zafundowałam im wieczorem misiową niespodziankę. Zaraz po kąpieli- tuż przed misiowym jedzonkiem "się rozgadałam"...ale nie uwierzycie jak! Buzia w ogóle nie chciała mi się zamknąć. Mówiłam "dada" i "ajajaj"- prosząc tatę o butle z misiową kaszką. Gdy w końcu się doczekałam i dostałam misiowe jedzono- rozmyśliłam się i nie chciałam już jeść- robiłam tylko misiowe "prr"....a po chwili znowu dałam popis swojego misiowego gadania, a jak! Niech rodzice słyszą, że mają córkę w domu! Sami rozumiecie, choć raz w tygodniu muszę im dać posłuchać misiowej mowy, bo inaczej by się na mnie chyba obrazili;o)
Po misiowym jedzonku pobawiłam się jeszcze chwilkę z tatą i misiową babcią, po czym zmęczona słodko usnęłam....



P.s. Jak dobrze że mam babcię i misiowego tatę, bo z sama misiową mamą bym się chyba wykończyła!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz