środa, 16 października 2013

Dobry misiowy dzień...

Wczoraj był dobry dzień- pracowity, ale dobry.....tak przynajmniej powiedziała misiowa mama. Chwileczkę, zaraz,....dla mnie też był dobry! No może nie cały dzień... ale prawie!
Rano odwiedziła mnie ciocia Kasia i razem udało się nam troszkę poćwiczyć. Po misiowych wygibasach dostałam zupkę i wybrałam się z mamą na krótki spacer do pobliskiego sklepu z zabawkami o jakże wdzięcznej nazwie ..."Trzy słonie":o) Gdy do niego weszłyśmy, od razu zauważyłam śliczną cyrkową karuzelę, która wpadła mi w oko już ostatnim razem- gdy kupowałyśmy misiowe pomoce logopedyczne. Zaczęłam się śmiać i podskakiwać w misiowym wózku, tak ta karuzela mi się spodobała! Misiowa mama nie miała wyboru i musiała mi ją kupić, choć stwierdziła, że jest "obciachowa" i chciała mnie "przekabacić" na inną zabawkę..... ale to przecież pierwsza zabawka, którą sama wybrałam! Ahh... w domu przez pół dnia wpatrywałam się w kolorowe cyrkowe postacie, śmiałam się i nawet udało się mi troszkę do nich pogaworzyć!!! Misiowi Rodzice bardzo ucieszyli się z mojego gadania, gdyż ostatnio się troszkę obijałam i nie chciałam nic mówić.




Po misiowym spacerze przyjechała do nas ciocia Magda i były "misiowe ćwiczenia part II", ... nagimnastykowałam się za wsze czasy! Późnym popołudniem, po misiowych ćwiczeniach pogadałam troszkę z misiowy tatą i poszłam spać w misiowe kimono. Wieczorem obudziła mnie mama na kąpiel i misiową Vojtę. Niestety nie wyspałam do końca, a na dodatek rozbolał mnie misiowy brzuszek, ehh... Rozpłakałam się i znowu była akcja "Kupa"! Tata był "śluzak-operator", a mama była "personal-massager" od misiowego brzucha. Niestety jak płaczę, to mam dużo misiowej ślinki-wydzielinki i .użycie misiowego ssaka jest niezbędne..ehh, jak ja tego nie lubię!!! Oczywiście masaże misiowej mamy za bardzo nie pomogły i uspokoiłam się dopiero przy misiowym mleczku.

***
W środowy poranek misiowa mama zakomunikowała, że "coś łamie ją w kościach" i żeby "dmuchać na zimno" założy misiową maseczkę... Powiem wam w sekrecie, że strasznie śmiesznie w niej mama wyglądała i jak tyko ją zobaczyłam na mojej twarzy pojawił się uśmiech:o)


Dziś, pomimo nochali dużo ćwiczyłam z misiową mamą. Jak nazłość miałam dużo misiowej wydzielinki i śluzak cały czas był w użyciu. Ehh, mam nadzieję, że to nie żądna infekcja... bo niby pod koniec dnia mama oznajmiła, że już jej przeszło i czuje się dobrze... ale zobaczymy co będzie jutro!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz