Po ćwiczeniach szybko zgłodniałam i tata dał mi do spróbowania misiowy obiadek. Niestety obiadek wyjątkowo mi nie smakował i po każdej łyżeczce włożonej do misiowej buzi robiłam "prr..." brudząc wszystko wokoło. Na szczęście miałam na sobie założony sprytny misiowy śliniaczek...a raczej fartuszko-śliniaczek, który dostałam od misiowego taty. Dziś strajkowałam... nie miałam ochoty jeść misiowego słoiczka i tyle! To już trzeci dzień z rzędu, kiedy mi "nie idzie" jedzenie misiową łyżeczką...ehh...
Po południu wybrałam się z misiowymi rodzicami na spacer do pobliskiego parku. Było bardzo, ale to bardzo ciepło...tak ciepło, że zaraz po przyjściu do parku musiałam się napić misiowej herbatki. W parku robiłam śmieszne misiowe minki i uśmiechałam się do misiowych rodziców.
Po powrocie do domciu poćwiczyłam z misiową mamą i wypiłam misiowe mleczko, a zaraz po wieczornej kąpieli szybko usnęłam...
P.S. Zamieszczam jeszcze kilka zdjęć z moich misiowych wycieczek- sesję z poznańskimi koziołkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz