wtorek, 9 lipca 2013

Rusałka i misiowy wypad za miasto

W niedzielne popołudnie pojechałam z misiowymi rodzicami na mój pierwszy "wypad za miasto"- do Środy Wielkopolskiej, odwiedzić mojego nowego kolegę- Eryka. Po raz pierwszy w moim misiowym życiu byłam ta daleko od domku! O dziwo, miałam dobry nastrój i byłam bardzo, ale to bardzo grzeczna:o) U Eryka poznałam Julkę, która tak jak ja i Eryk cierpi na artrogrypozę. Bardzo spodobało mi się u Eryka, oglądałam wszystko wokoło i robiłam śmieszne minki do moich nowych przyjaciół. Po przyjeździe dostałam herbatkę a potem misiowe mleczko. Julka bawiła się wesoło z siostrą Eryka, a Eryk huśtał się na huśtawce, czytał książeczke i pokazywał mi swój nowy pionizator. Misiowa mama mówi, że Eryk chyba wpadł mi w oko, bo tak się jemu przyglądałam... hm... kto wie;) 

Chciałabym bardzo podziękować Erykowi i jego rodzicom za zaproszenie. Było bardzo fajnie i mam nadzieję, że niedługo znów się spotkamy,... bo przecież my artrogrypozowicze musimy trzymać się razem! 

Do domu wróciliśmy późnym wieczorkiem i zaraz po misiowym mleczku poszłam spać w misiowe kimonko :o)
***
Poniedziałek, był dniem pełnym nowych misiowych przygód i nowych wrażeń. Właśnie w poniedziałek wybrałam się razem z misiową mamą, ciocią i babcią na przejażdżkę komunikacją miejską nad niedaleko położone poznańskie jezioro- Rusałkę.
Po południu, po zjedzeniu misiowego mleczka, zapakowałyśmy w wózek najpotrzebniejsze misiowe sprzęty i ruszyłyśmy na przystanek. Podróż misiowym autobusem okazała się dla mnie nad wyraz interesująca... Autobus pękał w szwach i ledwo co udało się nam wcisnąć pomiędzy grupkę kolonijnych nastolatków...ale co tam! I tak najlepsze było misiowe podskakiwanko- kiedy wyjątkowo szybko jadący autobus wjeżdżał na jakiś wybój w drodze- cały misiowy wózek podskakiwał  i trząsł się jak galaretka. Misiowa mama myślała, że będę się bała...a ja śmiałam się i robiłam śmieszne minki na potwierdzenie dobrego humoru i mojego zadowolenia:) Gdy dotarłyśmy nad Rusałkę, rozłożyłyśmy się niedaleko plaży na żółtym kocyku. Ja dostałam misiową herbatkę a ciocia Karolinka poszła z misiową babcią nad wodę. Ciocia Karolinka korzystając z okazji zademonstrowała nam próbkę swoich umiejętności pływackich i muszę powiedzieć, że misiowa ciocia całkiem dobrze sobie radziła w wodzie! Razem z mamą usiadłyśmy na molo i obserwowałyśmy jak misiowa ciocia pływa w kąpielisku. 







Po powrocie znad misiowego jeziorka dostałam mleczko i ucięłam sobie krótką drzemkę. Tak naprawdę już wracając, usnęłam w misiowym wózkeczku....


Z drzemki wybudziła mnie misiowa logopeda- ciocia Kasia. Ciocia powiedziała, ze jest ze mnie dumna z z tego, że zaczęłam jeść misiową łyżeczką. Powiedziała, ze mój języczek całkiem nieźle sobie radzi z misiowym jedzonkiem i oby tak dalej! Zaleciła nam też spróbowanie picia z misiowego kubka-niekapka, sama jestem ciekawa jak to się pije z takiego kubka....ciekawe czy fajnie? Misiowa mama mówi, że fajnie i że zrobimy próbę picia jeszcze w tym tygodniu.





Wieczorkiem znowu  bolał mnie brzuszek i nie mogłam zrobić misiowej kupki....ehhh. Kolejny dzień z rzędu była "akcja robienia misiowej kupki". Napinałam się i płakałam, a misiowa mama masowała mi brzuszek i razem z tatą, babcią i ciocią dopingowała mnie w misiowym stękaniu. Uspokoiłam się dopiero po misiowym mleczku, które dostałam od kochanego taty. Wieczorkiem, jak co dzień misiowy tata zrobił mi inhalacje, oklepywanie i śluzowanie....ehh, to najgorsze co może być....zaraz po Vojcie. Leżałam też na misiowym brzuszku, ćwicząc przy tym mięśnie rączek.
***
We wtorkowe przedpołudnie wybrałam się razem z mamą, ciocią i babcią na "tour" po pobliskich sklepach. Okazało się jednak, iż nie jestem zwolenniczką oglądania misiowych ubrań...i znudzona, zaraz po misiowym mleczku, szybko zasnęłam. Po krótkiej drzemce odwiedziła mnie rehabilitantka od Vojty- ciocia Magda i się zaczęło.... Ciocia pokazała mamie nowe pozycje do ćwiczeń, gdyż przestałam reagować na poprzednie. Teraz to dopiero podczas Vojty jest jazz w misiowych trampkach!...ehhh;)
Po ćwiczeniach dostałam misiowe mleczko i postraszyłam troszkę misiowych rodziców.... byłam rozpalona i gdy misiowa mama zmierzyła mi temperaturę, termometr pokazał 38 stopni! Wieczorkiem, gdy rodzice zaczynali się martwić co mi jest, okazało się, że temperatura już mi spadła i wysoka temperatura była najprawdopodobniej wynikiem ogólnego przegrzania misiowego ciałka...ehh, te upały!
Wieczorkiem zaraz po ćwiczeniach i kąpaniu dostałam misiową kaszkę i usnęłam w ramionach tatusia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz