***
W
Poniedziałek odwiedziła mnie ciocia Iwonka. Jak co tydzień bawiłyśmy
się razem w różne misiowe zabawy. Niestety, miałam dzień misiowego buntu- nie
miałam ochoty na misiowe gadanie i przemilczałam prawie całe odwiedzinki
misiowej wolontariuszki. Po południu odwiedziła mnie ciocia Kasia i
razem z misiową mamą niechętnie ćwiczyłam misiowe turlanki.
***
Wtorek, to kolejny dzień misiowego buntu. Rano pojechaliśmy do Kliniki Grunwaldzkiej po odbiór misiowych ortez i dzięki temu ominęła mnie poranna "porcja" moich misiowych męczarni (czytaj=> misiowych ćwiczeń). Gdy popołudniu mama razem z ciocia Moniką zaczęły ćwiczyć ze mną "porannym programem", wiedziałam... że nie jest dobrze! Więc już po chwili zaczęłam prezentować oznaki wszechobecnego misiowego niezadowolenia. Niestety mój sprzeciw nie spotkał się z misiową empatią i po chwili "ciut" poddenerwowana wybuchłam przeraźliwym misiowym płaczem. Po pół minucie byłam już sina, a misiowa mama z potem na czole jedną ręką zakładała mi tlenowe nochale... a drugą próbowała uruchomić misiowy ssak. Ciocię Monikę chyba też mi się troszkę udało przestraszyć...hihi:D Ja to potrafię wyciąć numer misiowym rodzicom.... ba, i to jaki!!! ...No a przecież pokazywałam- że jestem ZMĘCZONA. I co? Trzeba było ćwiczyć na siłę, nie trzeba było!!! Tak się szkoli misiowych rodziców! Teraz już mama będzie wiedzieć, że po południu NIE ĆWICZYMY. No dobra, może nie w ogóle, ale na pewno NIE TAK DUŻO!!!P.S. ...a oto moje nowe misiowe ortezy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz