niedziela, 12 stycznia 2014

Misiowe serducho

Piątek upłynął mi na misiowych masażach, które (o dziwo!) udało się skończyć troszkę wcześniej niż o 20....bo już o 18! Po wieczornym masażu nie miałam już na nic sił, tylko na misiowe spanie. Dlatego jak tylko wydostałam się z rąk misiowej mamy, nie zważając na brak kąpieli i czekające na mnie misiowe jedzonko....słodko usnęłam.
***

Sobota to kolejny dzień misiowego masowania. Po południu czekała mnie nie lada niespodzianka- misiowy wyjazd do kardiologa. Na wizycie byłam bardzo ale to bardzo grzeczna. Ciocia zrobiła mi USG serduszka i EKG. Okazało się że z misiowym serduszkiem  jest wszystko dobrze. Mam co prawda niedomknięty otwór owalny, ale zbyt mały by mógł stanowić zagrożenie dla misiowego zdrowia. Uff!!! Chociaż tyle:o) Kolejna kontrolna wizyta dopiero za dwa lata...hura!!! To chociaż konsultacje u kardiologa mamy z głowy na jakiś czas:)
***
Niedzielny poranek przywitał mnie nie czym innym jak misiową Vojtą, inhalacjami i misiowym masowaniem. Ehh....

 
Pomocy! Ratunku! Mam już dość! Niech ktoś wymieni mi rodziców!!!
 
 ...na takich "lajtowych", którzy dadzą mi więcej misiowego luzu!!! Choć z drugiej jednak strony chciałabym kiedyś poraczkować, sama podnieść się na łóżku i wsiąść sobie zabawkę, no i w końcu stanąć na misiowych nóżkach....Eh!!! No tak, nie ma co marudzić tylko trzeba brać się do roboty. Damy radę, tak damy radę! - tym hasłem zagrzewa mnie do ćwiczeń misiowa mama...i jest moc!!! Misiowa moc:o)





Dziś znowu było dużo misiowego inhalowania, bo aż cztery razy dziennie. Pomimo iż same inhalacje zajmują nam ponad dwie godziny dziennie, to chyba tylko dzięki nim jeszcze nie wróciłam na misiowe nochale. No, i to jedyny powód dla którego je toleruję...ale do czasu! 
Ostatnio zaczęłam się buntować i walczyć z misiowym ssakiem. Jak tylko końcówka od ssaka znajdzie się w pobliżu misiowej buzi -zamykam ją, albo wypycham rurkę misiowym języczkiem. Jednym słowem jestem na wojennej ścieżce z "misiowym śluzowaniem".  Czasami walczę tak zaciekle, że zrezygnowani misiowi rodzice odpuszczają, choć czasem i ja muszę po prostu odpuścić i dać się "odśluzować".





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz