niedziela, 19 stycznia 2014

Weekend (bez) misiowych turlanek

...a jednak! Weekend upłynął mi bez misiowych turlanek. Uff...chociaż tyle, choć troszkę mogłam odpocząć od misiowych ćwiczeń....ale czy tak do końca? Pewnie, że nie! Nie myślicie chyba, że misiowa mama zrobiłaby mi całkowite wolne od ćwiczeń! 
No właśnie...nie zrobiła! Jak zwykle, cztery razy dziennie musiałam mieć zrobioną moja ulubioną Vojtę. Ehh... brak słów, brak mi słów do tej misiowej mamy! Uwzięła się na mnie, jak nic uwzięła się i tyle!!! ...a, no i jeszcze codziennie godzina masu-masu (misiowego masowania) i godzina inhalacji.
Nie mówiąc już o czytani misiowych książeczek i obowiązkowym leżeniu na brzuszku!...No i kiedy ja mam się bawić, w to co chcę?...No powiedzcie mi....kiedy?!




***
Sobota to dzień odwiedzin cioci Iwonki z hospicjum-misiowej pielęgniarki. Ciocia mierzyła mi ciśnienie i sprawdziła na pulsoksymetrze misiowe parametry- na razie wszystko OK, ...i tak trzymamy dalej!!! 
W sobotę znowu bolał mnie misiowy brzuszek (nie mogłam zrobić misiowej kupki), więc rodzice przygotowali mi specjalny misiowy deserek z jabłkiem i suszonymi morelami- autorski przepis cioci Magdy- misiowej rehabilitantki. Ku zdziwieniu rodziców, deserek pomógł!!! Fakt, z 10 h opóźnieniem, ale zadziałał!!! Od dziś będzie naszym naturalny misiowym przepychaczem ... kupo-przepychaczem;o)




***
Niedziela do "dzień prawdy"...czyli dzień leżenia na misiowej podłodze. Ciocia Magda powiedziała, że po tygodniu turlanek powinnam zacząć się przekręcać... no i powiedzcie mi gdzie są te moje obrony...?  Okazało się, że ....są! Czyli jednak potrafię i umie!!!(choć powiem w sekrecie, ze rodzice już zaczynali wątpić w moje misiowe umiejętności i moc misiowych turlanek, a tu takie zaskoczenie!). Ostatnio przecież w ogóle się nie chciałam przekręcać- jak raz na dwa, trzy tygodnie się przekręciłam to było święto w domu, a tu taka misiowa niespodzianka.... Zaczęłam się przekręcać!!! Z brzuszka na plecy przekręciłam się chyba pięć razy, a z plecków na brzuszek ...na razie trzy razy...tylko?...nie- aż trzy!!! Przez jakieś dwie godziny leżenia na podłodze.




Super! Są misiowe postępy... oby tak dalej!!! Trzymajcie za mnie misiowe kciuki:o)
Na twarzy misiowych rodziców znowu zagościł banan- od ucha do ucha:o)

P.S. Znowu zaczęłam gadać-czyli gaworzyć po misiowemu). Tata powiedział, że chyba wzięłam sobie do serca notkę jaką zostawiła w misiowym zeszyciku z hospicjum ciocia pediatra:
..."Basia zaczęła mówić".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz