Jemy!
*
*
Wszem i wobec informuję, że zakończyłam misiowy strajk i.....
od prawie dwóch tygodni jem misiową łyżeczką!
*
...a oto misiowa historia:
Dzień po powrocie z misiowych chrzcin rodzice stwierdzili, że nadszedł już czas bym w końcu zaczęła jeść misiową łyżeczką. Misiowa mama pojechała po bandzie i zastosowała skrajną technikę "do oporu".
Pomimo, iż dobitnie manifestowałam swoją niechęć do jedzenia misiowej zupki, mama raz po raz wkładała mi do buzi kolejne łyżeczki misiowego obiadku... Pomimo misiowego oporu i ciągłego wypluwania misiowego jedzonka zawzięta mama nie rezygnowała.... i z "uporem maniaka" wpychała mi do buzi kolejne łyżeczki misiowej papki. Jednym słowem- nie miałam większego wyboru i.... musiałam zacząć przełykać! Ehh...ta uparta mama!
Ostatecznie okazało się, że misiowa zupka nie jest taka zła i całkiem dobrze smakuje- a co najważniejsze można się nią najeść:o)
Teraz, po dwóch tygodniach, misiowa zupka stała się moim ulubionym daniem i każdego dnia z niecierpliwością wypatruję misiowego kubeczka z misiową zupką:o)
Ostatnio misiowa babcia zaczęła gotować mi pyszne misiowe zupki- ze świeżo kupionych na Jeżyckim rynku warzywek. Domowe zupki są smaczniejsze, o wiele bardziej wartościowe i... o wiele zdrowsze od misiowych słoiczków:o) Wcześniej mama w ciągłym zabieganiu- do nauki misiowego jedzenia wybierała najszybszą opcję- "ze słoiczka". Na szczęście odwiedziła mnie misiowa babcia i dzięki niej mogę delektować się całym wachlarzem smaków misiowych zupek..... mniam! Dziękuję misiowa babciu za pyszna odmianę:*
Agnieszko widzę, że też masz taką determinację jak ja :D ja też do oporu staram się karmić Małgosię aż w końcu coś zje.
OdpowiedzUsuń