środa, 5 czerwca 2013

Misiowe gadanie



Tradycyjnie wtorkowy poranek rozpoczęłam od misiowych ćwiczeń i Vojty z misiową mamą. Metodą Vojty ćwiczymy cztery razy dziennie…prawie jak w zegarku, niezależnie od tego czy chcę czy nie. Jeśli śpię to misiowa mama robi mi pobudkę, bo Vojta musi być, …ehh ta okropna Vojta!


Rano odwiedziła mnie misiowa rehabilitantka-ciocia Kasia. Usłyszałam misiowe pochwały, że z dnia na dzień robię coraz większe postępy. Nieskromnie powiem, że coraz lepiej radzę sobie z utrzymywaniem misiowej główki i misiowym siedzeniem. Małe Misie jednak potrafią!


Po południu korzystając z chwili słońca za oknem, wyszłam z misiową mamą na spacer. Niestety nasz misiowy spacer nie trwał za długo….. w ciągu pięciu minut naszły chmury, zaczął padać deszcz i musiałyśmy wracać do domu…ehh. Po powrocie była znowu nauka misiowego jedzenia. Tym razem na pierwszy ogień poszedł obiadek ze słoiczka- Kurczak z białymi warzywami… niestety, mimo że lubię kurczaka, tym razem misiowy obiadek okazał się wyjątkowo nietrafiony. Nie smakował mi w ogóle… już bardziej smakowała mi poniedziałkowa gruszka….blee.. nigdy więcej takiego kurczaka. Podczas karmienia robiłam „prr…” i „pu..” plując na misiową mamę i okazując swoje niezadowolenie. Po karmieniu misiowa mama była cała ubrudzona w misiowym obiadku…ale nie tylko ona, bo ja też!
***

Dziś cały dzień było pochmurnie i padał deszcz, przez co byłam senna i chciało mi się spać.
Misiowa mama zrobiła mi „próbę ognia” i odłączyła mi na godzinę koncentrator.  Okazuje się, że nie mam bardzo złej misiowej saturacji…ale zawsze mogłoby być lepiej. Dlatego po godzinie znowu dostałam misiowe noski….ehh. Powiedziała też, że od dziś będzie coraz częściej robić mi takie „misiowe próby” i zobaczymy…co z tego wyjdzie.
Zobaczcie jakie minki potrafię zrobić, gdy nie mam założonych misiowych nosków:















Dzisiaj znowu odwiedziła mnie misiowa rehabilitantka- ciocia Magda….i znowu zebrałam misiowe pochwały. Ładnie ćwiczyłam całą godzinę, a mama mówi, że byłam dzielna. Po południu, po odwiedzinach cioci Magdy smacznie pospałam a wieczorem rozrabiałam z misiowym tatą.
Po wieczornym mleczku, gdy tata wziął mnie na misiowe odbijanko udało mi się powiedzieć „papa” …tak sama z siebie powiedziałam „papa”! Tata od dwóch tygodni uczy mnie ostro misiowego mówienia…i chyba w końcu udało mi się powiedzieć coś sensownego...bo tata się śmiał i razem z mamą chwalił mnie za moje misiowe gadanie. To mój pierwszy misiowy wyraz! Chyba znowu dałam misiowym rodzicom powód do radości :o) Misiowa mama mówi, że już nie może się doczekać, czym ją jutro zaskoczę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz