niedziela, 16 czerwca 2013

Wielki powrót nochali...i ostatni dzień odwiedzin misiowej cioci.


Sobotnie przedpołudnie upłynęło mi wyjątkowo szybko. Za oknem piękna pogoda...a ja musiałam ćwiczyć z misiową mamą Vojtę, masaż rączek, nóżek i przewracanie...ehh... Już mam dość ćwiczeń! Tu i teraz składam oficjalny sprzeciw przeciw misiowym ćwiczeniom!!! Kolejny raz misiowym ćwiczeniom mówię stanowcze nie!
Przed południem leżąc na misiowej macie towarzyszyła mi ciocia z misiową babcią. Ćwiczyłam przewracanie na boczek i przez to bulgotało mi troszkę w misiowym brzuszku....a tak ciocia Ewelina, podsumowała odgłosy wydobywające się z misiowej pieluszki:
"Bączek, bączek,
Nie ma nóżek, ani rączek.
Po co trzymać bączka w pupie?
Niech polata po chałupie..."
                                                    ...i trochę w tym prawdy chyba musi być :o)



Na szczęście, po południu misiowi rodzice z ciocią i babcią zabrali mnie na spacer do pobliskiego Parku Sołackiego. Po drodze, jak co dzień, mineliśmy gigantyczną kolejkę do niedawno otworzonej budki z lodami tradycyjnymi- podobno najlepszymi w Poznaniu.  Teraz w godzinach szczytu, w słoneczny dzień tworzy się tu kilkudziesięcioosobowa kolejka. Właśnie dlatego misiowi rodzice w owej budce lody kupili tylko raz...i  przerzucili się na lody z Biedronki:)
W parku byłam grzeczna i nie płakałam. Posiedziałam chwilkę na kolankach u mama, taty i misiowej babci. Gdy zbliżała się pora karmienia wróciliśmy do domku.
Wieczorem tradycyjnie byłą misiowa kąpiel i mleczko ... Potem rozmawiałam przez Skype'a z ciocią i wujkiem ze Stanów. Troszkę gaworzyłam i bawiłam się misiowym języczkiem. Niestety wieczorem popsuła mi się saturacja i misiowy tata musiał założyć mi misiowe noski....ehh...znowu te nochale!

***

W niedzielny poranek wyspałam się i miałam bardzo dobry humor. Robiłam do misiowej mamy wesołe minki...oczywiście jeszcze przed ćwiczeniami;) 



...chociaż, jak jestem wyspana to na Vojcie prawie nie płaczę, misiowa mama mówi wtedy że jestem Dzielną, Kochaną Małą Misią!
Tu zamieszczam kilka zdjęć z misiowych ćwiczeń, w obiektywie misiowego taty (jak widać na załączonym obrazu czasami udaje mi się zachować kamienną twarz...a nawet misiowy uśmiech:o):





 

Przed południem posiedziałam na rękach u misiowej cioci...i było bardzo fajnie. Misiowa ciocia swoją czerwoną bluzką wyjątkowo przykuła moją misiową uwagę:o)
 Przed południem leżąc na misiowym fotelu poprzekręcałam się troszkę na boczek..... do misiowej  cioci i babci. Bawiłam się przy tym grzechotką. Potem przyszła mama i położyła mnie na misiowym brzuszku....coś mnie chyba zabolało i rozpłakałam się. Uspokoiłam się dopiero po misiowej herbatce. Nie miałam też za dobrej saturacji. Może już byłam głodna, a może mnie bolał misiowy brzuszek...sama już nie pamiętam o co mi chodziło. Misiowa mama powiedziała, że podobał jej się mój płacz...eh, brak mi słów! Powiedziała, że był taki "dorosły", jakbym chciała powiedzieć co mnie bolało... a misiowej cioci i babci się serce kraja na najmniejszy mój jęk!

Po południu misiowa ciocia pojechała do siebie do Lublina.... wcale nie chciała już jechać, ale musiała... wielka misiowa szkoda:( Misiowa ciocia jest kochana i bardzo się cieszę, że mnie odwiedziła. Ciociu dziękuję za misiową grzechotkę i zapraszam już na kolejne misiowe odwiedzinki!
Po misiowym mleczku poszłam spać w misiowe kimonko...przespałam Vojte i misiowy spacer i spałam ciągiem prawie do 18. Przed 18 była nauka misiowego jedzenia...dostałam misiową kaszkę o smaku jabłkowym...w ogóle mi nie posmakowała i po rozpuszczeniu cała wylądowała na misiowym śliniaczku. 


Po kaszce była Vojta, misiowe kąpanie i mleczko. Po misiowym mleczku udało mi się znowu zasnąć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz