środa, 1 maja 2013

Biegunka czyli test objętości pieluchy...

W nocy miałam straszne rozwolnienie (trudne słowo, ja osobiście wolę sraczka bo się rymuje z "kaczka"). Pieluchę napełniałam w tempie szybszym niż Tusk podnosi podatki. Niestety misiowe kupy były na tyle duże, że wylały się z pieluszki. W efekcie zabrudziłam 2 kocyki i ręcznik...ale miałam ubaw jak mnie misiowi rodzice przewijali.



Dzisiaj misiowy tata pojechał do apteki i kupił mi lekarstwa na misiową biegunkę. Mam nadzieję, że już jutro misiowa kupka będzie taka jak trzeba...wcale nie jest fajnie leżeć po uszy w g... nawet tym własnym.
Misiowa mama jak zwykle była nieznośna, krzyczała na tatę i strzelała fochy...biedny tata.

W misiowych płucach dalej zalega mi wydzielina i jak oddycham to wydaję dźwięki jak lord Vader.


Dlatego muszę mieć inhalacje. To prawie jak fajka wodna, tylko towar nie jest taki, jaki misie lubią najbardziej.

Dzisiaj znowu misiowi rodzice huśtali mnie kilka razy na misiowej huśtawce. Czułam się trochę jak na koniku. Niestety jak tylko zasypiałam, to zaraz mnie budzili...eh, rodziców się nie wybiera....

P.S.Redaktorem dzisiejszego postu został wyjątkowo tata miś!

1 komentarz: