piątek, 24 maja 2013

Śmierdząca zemsta... czyli piątek i Tata Miś w roli redaktora



Dzisiaj postanowiłam odpłacić misiowej mamie za wszystkie bolesne godziny ćwiczeń i masaży. Mama myśli, że jak jest kilka razy większa ode mnie to może ze mną bezkarnie robić co jej się podoba i zmuszać mnie do ćwiczeń kiedy nie mam na to ochoty. Mój płacz nie działa, a jestem jeszcze zbyt mała i słaba żeby się przeciwstawić. Na szczęście spryt i inteligencję odziedziczyłam po misiowym tacie i obmyśliłam perfidny i zarazem genialny plan odegrania się na misiowej mamie. Dziś postanowiłam go zrealizować. Na czas akcji wybrałam popołudniowe karmienie. Misiowa mama dała mi mleczko z cyca. Ja oczywiście przyssałam się jak pijawka i zaczęłam jeść. To uśpiło całkowicie czujność misiowej mamy (dywersja to połowa sukcesu). Po jedzeniu mama wzięła mnie na ręce, żeby mi się odbiło (misiowa ciocia mówi że jak Chińczykowi nie odbekniesz to się obrazi, ale skoro mama nie ma skośnych oczu…zawsze z tym zwlekam). Na ten moment czekałam, słodko sobie leżałam udając że śpię. Jednocześnie rozluźniłam pośladki i zaczęłam napełniać pieluchę. Mama trzymała mnie w pozycji pionowej i przytulała przez co pieluszka przylegała mi do pupy. Ponieważ misiowa kupa była bardzo duża (specjalnie wstrzymywałam się z jej zrobieniem przez 2 dni) a objętość  pieluchy mała, nadmiar znalazł ujście przy mojej nóżce i wypłynął. Na szczęście misiowa mama nie poczuła zwiększonego ciepełka dzięki czemu mogłam kontynuować mój plan. Stwierdziła tylko że chyba zrobiłam kupę bo coś śmierdzi, ale jeszcze mnie potrzyma żeby mi się odbiło. Po kilkunastu minutach misiowa mama postanowiła mnie przebrać. Kiedy mnie odłożyła, zobaczyła, że na bluzce ma wielką śmierdzącą, brązową kupę. Zaczęła jęczeć i piszczeć. Tata miś o mało nie pękł ze śmiechu. Ja też zaczęłam chichotać jak nigdy przedtem… hi hi. Po dłuższej chwili misiowa mama też się roześmiała. Niestety przy okazji zabrudziłam sobie ubranko i buciki, ale warto było. Misiowa mama powycierała mnie, wymyła i przebrała. Mój plan powiódł się w 100%. Chciałoby się powiedzieć, że zemsta jest słodka ale w tym wypadku raczej…lepka i śmierdząca. W każdym razie misiowa mama ma przesrane (dosłownie i w przenośni). Już wie że nie jest bezkarna i dwa razy zastanowi się zanim zacznie mnie zmuszać do ćwiczeń.

Ten się śmieje kto się śmieje ostatni…he he he.











Kto Vojtą wojuje, ten od kupy zginie!

I jeszcze cytat z Misia (ulubionego filmu taty):


Vojtowym skrytoćwiczeniowcom mówimy NIE!



A jeśli ktoś myśli, że misiowa mam nie zasłużyła na taki prezent, po obejrzeniu poniższego zdjęcia na pewno zmieni zdanie.

Wyglądam jak króliczek Playboy’a… tylko że za takie sesje dostaje się grubą kasę a ja nawet grzechotki czy gryzaczka nie zobaczyłam. Ehh… robienie głupich zdjęć powinno być karalne.

2 komentarze:

  1. Misiowa mama uchyla się od komentarza.... a króliczkowe zdjęcie uważa za śliczne!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj mamo tak dręczysz swoje dziecie :p Gośka też Vojty nie lubiła ale teraz mamy tylko Bobatha

    OdpowiedzUsuń