Dzisiaj postanowiłam odpłacić misiowej mamie za wszystkie bolesne
godziny ćwiczeń i masaży. Mama myśli, że jak jest kilka razy większa ode mnie
to może ze mną bezkarnie robić co jej się podoba i zmuszać mnie do ćwiczeń
kiedy nie mam na to ochoty. Mój płacz nie działa, a jestem jeszcze zbyt mała i
słaba żeby się przeciwstawić. Na szczęście spryt i inteligencję odziedziczyłam
po misiowym tacie i obmyśliłam perfidny i zarazem genialny plan odegrania się
na misiowej mamie. Dziś postanowiłam go zrealizować. Na czas akcji wybrałam
popołudniowe karmienie. Misiowa mama dała mi mleczko z cyca. Ja oczywiście
przyssałam się jak pijawka i zaczęłam jeść. To uśpiło całkowicie czujność
misiowej mamy (dywersja to połowa sukcesu). Po jedzeniu mama wzięła mnie na
ręce, żeby mi się odbiło (misiowa ciocia mówi że jak Chińczykowi nie odbekniesz
to się obrazi, ale skoro mama nie ma skośnych oczu…zawsze z tym zwlekam). Na
ten moment czekałam, słodko sobie leżałam udając że śpię. Jednocześnie rozluźniłam
pośladki i zaczęłam napełniać pieluchę. Mama trzymała mnie w pozycji pionowej i
przytulała przez co pieluszka przylegała mi do pupy. Ponieważ misiowa kupa była
bardzo duża (specjalnie wstrzymywałam się z jej zrobieniem przez 2 dni) a
objętość pieluchy mała, nadmiar znalazł
ujście przy mojej nóżce i wypłynął. Na szczęście misiowa mama nie poczuła zwiększonego
ciepełka dzięki czemu mogłam kontynuować mój plan. Stwierdziła tylko że chyba
zrobiłam kupę bo coś śmierdzi, ale jeszcze mnie potrzyma żeby mi się odbiło. Po
kilkunastu minutach misiowa mama postanowiła mnie przebrać. Kiedy mnie
odłożyła, zobaczyła, że na bluzce ma wielką śmierdzącą, brązową kupę. Zaczęła
jęczeć i piszczeć. Tata miś o mało nie pękł
ze śmiechu. Ja też zaczęłam chichotać jak nigdy przedtem… hi hi. Po dłuższej
chwili misiowa mama też się roześmiała. Niestety przy okazji zabrudziłam sobie
ubranko i buciki, ale warto było. Misiowa mama powycierała mnie, wymyła i
przebrała. Mój plan powiódł się w 100%. Chciałoby się powiedzieć, że zemsta
jest słodka ale w tym wypadku raczej…lepka i śmierdząca. W każdym razie misiowa
mama ma przesrane (dosłownie i w przenośni). Już wie że nie jest bezkarna i dwa
razy zastanowi się zanim zacznie mnie zmuszać do ćwiczeń.
Ten się śmieje kto się śmieje ostatni…he he he.
Kto Vojtą wojuje, ten od kupy zginie!
I jeszcze cytat z Misia (ulubionego filmu taty):
Vojtowym skrytoćwiczeniowcom mówimy NIE!
A jeśli ktoś myśli, że misiowa mam nie zasłużyła na taki
prezent, po obejrzeniu poniższego zdjęcia na pewno zmieni zdanie.
Wyglądam jak króliczek Playboy’a… tylko że za takie sesje
dostaje się grubą kasę a ja nawet grzechotki czy gryzaczka nie zobaczyłam. Ehh…
robienie głupich zdjęć powinno być karalne.
Misiowa mama uchyla się od komentarza.... a króliczkowe zdjęcie uważa za śliczne!!!
OdpowiedzUsuńOj mamo tak dręczysz swoje dziecie :p Gośka też Vojty nie lubiła ale teraz mamy tylko Bobatha
OdpowiedzUsuń