Czwartkowy poranek przywitał mnie wiosennymi promykami
słońca. Od rana miałam dobry humor, przy ćwiczeniach prawie nie płakałam i
wesoło gaworzyłam.
Po porannym mleczku wybrałam się z misiową mamą na spacer.
Niestety nie dopiłam do końca i zaraz zgłodniałam
manifestując przy tym swoje niezadowolenie głośnym płaczem … po 10 minutach
spaceru musiałyśmy wracać do domu.
Przed południem odwiedziła nas misiowa pediatra….ale tak
tylko kontrolnie, nie bójcie się że jestem chora! Odwiedziła nas m.in. w związku z odstawieniem misiowej
sondy…już nigdy więcej sondy! Sonda to misiowy wróg publiczny numer jeden! (a
misiowe noski numer dwa ).
A propos nosków…dzisiaj misiowa mama podejmowała kolejne
próby odstawienia misiowych nochali.
Mówi, że nie jest źle…i od czasu do czasu pozwalała mi posiedzieć bez
rurek w nosie. Wyjątek stanowi karmienie i ćwiczenia-wtedy spada mi misiowy
tlenik i „bezwzględnie” muszę mieć założone misiowe noski….ehh te nochale!
Po południu odwiedziła nas ciocia Magda…ciocia Magda od
Vojty ….i się zaczęło. Teraz na dobre popsuł mi się misiowy humor. Ciocia Magda
wymyśliła mamie nową pozycję do stymulacji mojego misiowego pełzania. Pozycja
jest trudna do zrobienia i niewygodna dla misiowej mamy i dla mnie. Jednym słowem
–przeokropna… ehh. Ja to mam pecha z tą Vojtą i tą misiową mamą.
Wieczorem, po popołudniowej drzemce z ochotą robiłam misiowe ćwiczenia. Nie płakałam i ćwiczyłam misiowe siedzenie.
Po Vojcie w nagrodę za
ładne ćwiczenia misiowa mama wzięła mnie na misiową głowę... hih, a misiowy tata nie
omieszkał tego uwiecznić na misiowym zdjęciu…ale było wesoło!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz