Piątkowy poranek zaskoczył mnie wyjątkowo ładną pogodą i
bezchmurnym niebem. Po porannych ćwiczeniach i misiowym mleczku, misiowa mama
zabrała mnie na spacer do pobliskiego parku. Dziś było bardzo ale to bardzo cieplutko.
W parku oglądałam kaczki prowadzające po parku malutkie kaczuszki. Słuchałam
szumu strumyka, śpiewu ptaszków i … rechotu żab. Było bardzo przyjemnie i z
misiową mamą obeszłyśmy prawie cały park! Niestety pod koniec naszego spaceru
zrobiłam się bardzo głodna i misiowa mama musiała dać mi mleczko. Po powrocie
do domku dostałam resztę misiowego mleczka i udało mi się zasnąć. Dopiero po
powrocie do domu, mama zauważyła, że w czasie spaceru skończył się tlen w
misiowej butli….i jakiś czas radziłam sobie (i to nie najgorzej) bez niego. Dlatego
dzisiaj misiowa mama nie zakładała mi nosków… tylko na ćwiczenia, do jedzenia i
momentami jak miałam gorszą saturację. Jednym słowem jest dobrze i mała misia
daje radę!
Po misiowej drzemce
przyszłą pora na misiowe ćwiczenia, masaże –rączek, nóżek i zabawy na misiowej
macie. Najedzona miałam dużo energii i z
ochotą łapałam wiszące kolorowe zabawki. Po południu była nauka misiowego
jedzenia. Tym razem traf padł na deserek z jabłek. Jakie było zdziwienie misiowej mamy, kiedy
pod koniec karmienia… gdy misiowa mama straciła nadzieję że cokolwiek uda mi
się połknąć…przełknęłam i otworzyłam pustą misiową buzię. Huraa! Misiowa mama znowu cieszyła się jak
dziecko. Generalnie misiowe jedzenie
idzie mi ciężko, ale przez to że mama jest taka uparta i natrętnie wkłada mi jedzenie
do buzi….to dla świętego spokoju- rozpuszczam jedzonko i połykam…a czasem po
prostu zasysam jak misiowe mleczko. Misiowa mama mówi, że najważniejsze jest,
że zaczęłam połykać coś innego niż herbatka i misiowe mleczko.
Wieczorem, po misiowej kąpieli przytuliłam się do
misiowego taty i słodko usnęłam...
Kibicujemy za odstawienie nochali...
OdpowiedzUsuń